Aktualności
28.05.2013
Janusz Surdykowski: Miałem wsparcie i wierzyłem w siebie!
Wracając do Twojej powrotnej drogi do pierwszej drużyny trzeba podkreślić Twoją cierpliwość i wiarę, że będziesz w stanie przekonać trenerów, aby dali Ci znowu szansę. Byłeś twardy!
Dla mnie priorytetem było pokazanie, że za szybko mnie skreślono. Wiedziałem, że muszę „wziąć to na klatę, zacisnąć żeby i iść do przodu!”. Uważam, że zaważyła nie tylko ocena moich umiejętności, ale decydowały także inne aspekty. Uważam, że jestem profesjonalistą i w każdy trening wkładam całe serce. W końcu mi się udało i bardzo cieszę się z tego.
Miałeś wsparcie od kolegów, znajomych?
To były dla mnie trudne chwile. Mimo, że wierzę w siebie to zdarzały się różne myśli, ale miałem wsparcie mojej żony, było także wielu kolegów, którzy powtarzali, że zasługuje na to, żeby grać. Za to wsparcie im dziękuję.
Z dobrej strony pokazywałeś się jesienią i wiosną w rezerwach. Nie traktowałeś tego jak „zesłania”. Wielu często tak podchodzi do występów w drugim zespole.
Jeżeli ktoś jest profesjonalistą i należycie podchodzi do swoich obowiązków to taki czas także potrafi wykorzystać na swoją korzyść. To także jest droga do powrotu do pierwszego zespołu.
Początek po tym powrocie nie był jeszcze tak skuteczny. Czy rzeczywiście gra od pierwszej minuty jest dla Ciebie tak istotna? Podobnie uważa Mateusz Szwoch.
Na początku z Kolejarzem i Zawiszą dałem dobre zmiany, w Świnoujściu wchodziłem już przy 0:2 i nawet nie dotknąłem piłki. Podkreślam i zdecydowanie twierdzę, że nie nadaję się do gry, jako piłkarz rezerwowy. Będę zawsze powtarzał z przekonaniem: Gram od początku, albo wcale.
To takie "ultimatum" dla trenerów?
Nie, ale potwierdzam to, co mówił także Mateusz Szwoch. Muszę wejść w mecz od początku, czuć atmosferę spotkania. Na ławce kompletnie się nie czuję uczestnikiem gry i wręcz nienawidzę być rezerwowym.
Strzeliłeś pięć bramek w pięciu kolejnych meczach wyrównując rekordy z lat 90-tych, ale mogła być i szósta bramka?
No tak, jestem wręcz przekonany w stu procentach, że gdyby „Krajan" dograł mi piłkę (w meczu z Olimpią w Grudziadzu– red.) to trafiłbym bez problemu. Niektórzy w żartach mówili mi po meczu, że Damian „nie dal mi" pobić tego rekordu. Miałem trochę pretensji do niego, ale potem sam był też wkurzony na tą sytuację. Już wszystko sobie wyjaśniliśmy.
Mówiłeś podczas konferencji, że na razie skupiasz się do końca sezonu na grze. Potem będzie czas na ewentualne rozmowy dt. Twojej przyszłości w Arce. Jaki więc masz plan na te dwa ostatnie mecze?
Jutro chciałbym strzelić dwie bramki, a z Dolcanem co najmniej jedną!
Tego Ci życzymy!
rozmawiał: tryb
Copyright Arka Gdynia |