Aktualności
29.07.2011
Arka - Piast 2:2. Wciąż bez zwycięstwa. Relacja
Gdynianie po raz drugi zaprzepaścili aut własnego stadionu, zaledwie remisując z Piastem Gliwice. Ten punkt trzeba jednak rozpatrywać w kategoriach "zdobyczy", bo w tym meczu to goście prowadzili już 2:0, a ponadto zmarnowali kilka dogodnych okazji do zdobycia goli, przegrywając pojedynki z Mariuszem Juszczykiem.
Arka: Juszczyk - Krajanowski, Łągiewka, Mazurkiewicz, Strzelecki - Kowalski, Kuklis (46' Czoska), Kasperkiewicz, Radzewicz (73' Niedziela) - Arifovic - Surdykowski (60' Ivanovski)
Piast: Szmatuła - Lisowski, Klepczyński, Krzycki, Matras - Bzdęga, Zganiacz, Urban (68' Świątek), Podgórski - Cicman (72' Buryan), Kędziora (86' Matuszek)
Żółte kartki: Kasperkiewicz - Podgórski, Szmatuła, Bzdęga, Kędziora.
Czerwone kartki: 90' Bzdęga (za dwie żółte)
Sędzia: Mariusz Podgórski (Wrocław)
Widzów: 6000
Na tradycyjny materiał Arka TV "Tuż przed meczem" zapraszamy TUTAJ
Trener Nemec nie ukrywał po meczu, że przed jego zespołem i przed nim samym jeszcze bardzo dużo pracy. Trudno, żeby było inaczej, skoro zamiast progresu od meczu z Wartą można bardziej mówić o regresie formy jego podopiecznych. Przed tygodniem główne zastrzeżenia trzeba było kierować pod adresem gry ofensywnej arkowców, a w piątkowym meczu o ból głowy mogła przysporzyć naszych kibiców postawa obrońców.
Pierwsza połowa stała pod znakiem dominacji Piasta Gliwice, który bezwzględnie wykorzystał duży chaos w poczynaniach gdyńskich defensorów i tylko bardzo dobrej grze Marcina Juszczyka żółto-niebiescy mogą zawdzięczać, że schodząc do przerwy wciąż można było wierzyć w zdobycz punktową w tym spotkaniu.
Podobnie jak w meczu sprzed tygodnia, tak i teraz pierwsi groźniej zaatakowali gospodarze. WrzutkaMazurkiewicza z rzutu wolnego w pole karne dotarła do Radzewicza, który jednak źle uderzył na bramkę i skończyło się na strachu wśród zawodników Piasta. Chwilę później to gliwiczanie zaczęli więcej grać piłką, wymieniać sporo podań i systematycznie stwarzać coraz większe zagrożenie pod bramką Juszczyka. Po kilku stałych fragmentach gry, które ostatecznie nie przyniosły gościom większej korzyści, w 15. minucie udało im się przeprowadzić bardzo groźną akcję, która mogła zakończyć się dla nich bramką. Prawą stroną przedarł sięBzdęga, który z łatwością ograł Strzeleckiego, po czym idealnie zagrał do Podgórskiego, ale strzał bez przyjęcia kapitana „Piastunek” poszybował nad poprzeczką.
Jak się miało okazać, to był dopiero początek nieszczęść dla Arki, bo kilka sekund później Podgórski uderzył już w światło bramki, ale skuteczną interwencją wykazał się gdyński bramkarz. Nie upłynęła minuta, a Juszczyk w kolejnej akcji tym razem już nie miał nic do powiedzenia. Znów na prawym skrzydle Bzdęga uporał się zeStrzeleckim i posłał płaską piłkę za plecami obrońców, gdzie czaił się Kędziora. To podanie przeciął Mazurkiewicz, ale zrobił na tyle niefortunnie, że skierował futbolówkę do własnej bramki. Na pocieszenie dla dzisiejszego kapitana Arki możemy dodać, że gdyby nie zdecydował się na tak ryzykowną interwencję, to piłka bez wątpienia i tak stałaby się łupem napastnika gliwiczan i efekt byłby identyczny.
Goście nie zamierzali na jednej bramce poprzestać i poszli za ciosem. Zaraz po wznowieniu okazji do oddania strzału nie zmarnował Lisowski, ale tym razem Juszczyk znów skutecznie interweniował, choć o mały włos do odbitej przez niego piłki nie doszedł jeden z zawodników gości.
W 24. minucie gliwiczanie znów oszaleli ze szczęścia. Po raz kolejny źle zafunkcjonowała defensywa Arki, która pozwoliła na kilka szybkich podań swoim rywalom i to w obrębie własnego pola karnego. Kolejny raz powodzeniem zakończyła się ich akcja prawym skrzydłem, skąd precyzyjnym podaniem do Kędziory popisał się Cicman, a były napastnik Zagłębia Lubin, bez żadnej asysty ze strony obrońców, z bliska nie dał szans Juszczykowi.
Jeśli ktoś myślał, że przy wyniku 2:0 goście skoncentrują się na obronie, to srogo się przeliczył. Piłkarze Broszawciąż starali się wykorzystywać chaos w środkowej strefie boiska i niepewną postawę gdyńskich obrońców, co owocowało kolejnymi stałymi fragmentami gry i przenoszeniem ciężaru jak najbliżej bramki gospodarzy. W 37. minucie na dobra sprawę mogło być po meczu, bo po fatalnym błędzie Mazurkiewicza Podgórski popędził z piłką sam na sam z Juszczykiem. Gdy znalazł się w polu karnym, kapitan Piasta mógł odegrać futbolówkę do nadbiegającego Kędziory, który miałby już przed sobą tylko pustą bramkę, ale ostatecznie zdecydował się na strzał, który fantastycznie odbił Marcin Juszczyk.
Zamiast 0:3, w 40. minucie zrobiło się jednak 1:2, a wszystko za sprawą Janusza Surdykowskiego, który nie zmarnował bardzo precyzyjnego dośrodkowania Jakuba Kowalskiego. Szybką akcję prawego pomocnika Arki, Surdykowski zakończył precyzyjnym strzałem głową w „długi” róg bramki Szmatuły. Po tym trafieniu, Arka rzuciła się do dalszego odrabiania strat, ale robiła to na tyle nieporadnie, że nadziała się na kolejną szybką akcję Piasta, co zakończyło się kolejną ofiarną interwencją Juszczyka po uderzeniu Podgórskiego.
Jak przyznał trener Nemec, w przerwie chciał wprowadzić na plac gry Ivanovskiego, ale ostatecznie zdecydował się rozwiązać nieco pilniejszą potrzebę uzdrowienia fatalnej gry w środku pola swojego zespołu. Po zmianie stron na boisku pojawił się Paweł Czoska, który zmienił Piotra Kuklisa i jak się okazało, było to bardzo dobre posunięcie czeskiego szkoleniowca. Czoska wyraźnie rozruszał grę swoich kolegów, wygrał wiele pojedynków ze swoimi rywalami i miał pomysł na akcje w ofensywie.
To właśnie on jako pierwszy oddał strzał na bramkę Piasta po przerwie, choć piłka w nieznacznej odległości minęła słupek bramki Szmatuły. W 52. minucie o nienajlepszej formie przypomniał kibicom Mazurkiewicz, który tak niefortunnie wybijał piłkę, że ta trafiła wprost w piłkarza rywali i o mały włos Juszczyk znów nie musiał walczyć „oko w oko” z napastnikiem z Gliwic.
Dwie minuty później znów pokazał się Surdykowski. Akcję lewą stroną dośrodkowaniem zakończył Radzewicz, a piłkę sięgnął strzelec pierwszego gola dla Arki, jednak tym razem jego uderzenie było zbyt słabe, aby mogło zagrozić bramce Piasta. Podobnie było ze strzałem Strzeleckiego, który szukał rehabilitacji za swoje błędy w defensywie i coraz częściej wędrował pod gliwicką bramkę.
W 60. minucie na placu gry zameldował się Ivanovski i podobnie jak przed tygodniem, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki ożywił poczynania ofensywne arkowców. Nie upłynęło 60 sekund od jego wejścia, a Macedończyka w polu karnym sfaulował Klepczyński i arbiter wskazał na wapno. Wykonawcą „jedenastki” byłArifović, który pewnym strzałem po poprzeczkę nie dał szans na skuteczną interwencję Szmatule.
Po tym golu szybko przebudzili się gliwiczanie, a rolę siły napędowej wcielił się ponownie, jak na kapitana przystało, Podgórski. Najpierw groźnie dośrodkowywał w pole karne, a chwilę później mocno, choć niecelnie, uderzał zza pola karnego. Na te sytuacje odpowiedział swoim uderzeniem Mazurkiewicz. W 69. minucie oddał płaski strzał z rzutu wolnego z ok. 30 metrów i bramkarz Piasta z najwyższym trudem zdołał skierować piłkę obok słupka.
Otwarte widowisko, w które zamienił się w drugiej połowie ten mecz, obfitowało w sytuacje pod obiema bramkami. W 77. minucie znów swoją szanse mieli goście, ale Bzdęga nieznacznie się pomylił, a kilka chwil później po drugiej stronie boiska do bramki nie trafił Łągiewka, który strzałem głową zamknął dośrodkowanie Mazurkiewicza z rzutu wolnego.
Najlepszą okazję dla Piasta w drugiej połowie zaprzepaścił wprowadzony z ławki Adrian Świątek. W 81. minucie przejął doskonałe zagranie Podgórskiego i znalazł się sam na sam z Juszczykiem, ale na nasze szczęście górą w tym pojedynku okazał się nasz bramkarz. Trzy minuty później napastnik Piasta o mały włos znów nie stoczyłby pojedynku z golkiperem żółto-niebieskich po tym, jak niczym slalomowe tyczki mijał gdyńskich obrońców, ale ostatecznie został powstrzymany przez Krajanowskiego.
Goście byli zmuszeni ten mecz kończyć w dziesiątkę, bo w ostatniej minucie regulaminowego czasu gry drugą żółtą kartkę ujrzał Bzdęga. To było już jednak za późno, aby mogło wpłynąć na losy meczu i ostatecznie drużyny musiały podzielić się punktami.
W dwóch meczach przed własną publicznością gospodarze sięgnęli zaledwie po dwa „oczka”, co dla jednego z faworytów całych rozgrywek trzeba musi być sporym rozczarowaniem. Szkoda zwłaszcza fantastycznych gdyńskich kibiców, którzy w obu meczach pokazali, że potrafią być prawdziwym „dwunastym zawodnikiem” Arki i walnie przyczynili się do tego, że z obu tych spotkań nasi piłkarze nie schodzili w roli przegranych. Teraz dla odmiany gdynianie dwukrotnie zagrają na boiskach rywali i te mecze z pewnością będą zgoła odmienne od tego, co obserwowaliśmy na Olimpijskiej. Czy bardziej ofensywna gra naszych przeciwników pozwoli bardziej rozwinąć skrzydła podopiecznym Petra Nemca? Oby tak było, bo skromny dorobek z dwóch pierwszych kolejek powoli zamyka możliwość na kolejne potknięcia naszego zespołu.
Arkadiusz Skubek
Copyright Arka Gdynia |