Aktualności
23.07.2011
Arka - Warta 0:0. Pierwsze koty za płoty.
Inauguracja za nami. Dwie drużyny z aspiracjami do awansu podzieliły się punktami po ciekawym, choć momentami chaotycznym spotkaniu. Żałować mają czego zwłaszcza gospodarze, którzy w ostatnim kwadransie dwukrotnie byli o włos od zdobycia bramki.
Arka Gdynia - Warta Poznań 0:0 (0:0)
Arka: Juszczyk - Krajanowski, Łągiewka, Mazurkiewicz, Strzelecki - Kowalski, Kuklis, Płotka (46' Kasperkiewicz), Radzewicz - Arifovic (82' Czoska) - Surdykowski (70' Ivanovski).
Warta: Radliński - Sasin, Ngamayama, Jasiński, Kosznik - Marciniak (79' Scherfchen), Foszmańczyk, Magdziarz, Bereszyński (87' Wichtowski) - Reiss (68' Goliński), Ujek.
Żółte kartki: Marciniak (Warta)
Sędzia: Marcin Szrek (Kielce)
Widzów: ok. 5100
Na tradycyjny materiał Arka TV "Tuż przed meczem" zapraszamy TUTAJ
Po meczu, obaj trenerzy swoich zespołów byli zgodni, że to spotkanie było dla nich jedną wielką zagadką. Żadna ze stron nie wiedziała, na co ją stać, a zwłaszcza Arka, w szeregach której jedynie Michał Płotka trafiał do pierwszej jedenastki w poprzednim sezonie. Jak się okazało, właśnie brak pełnego zrozumienia, nikła ilość gry na pamięć i na jeden kontakt w zespole żółto-niebieskich powodowała, że niespodziewanie to Warta przez długi czas więcej utrzymywała się przy piłce i częściej przebywała na połowie gospodarzy.
Pierwsze minuty należały jednak do Arki, która bez respektu rzuciła się na swoich przeciwników. Szybko wywalczony rzut rożny, a po chwili rzut wolny z odległości ok. 18 metrów, którego nie wykorzystał Mazurkiewicz, pozwalały kibicom mieć nadzieję, że taka gra szybko da gdynianom prowadzenie. Tymczasem po kilku minutach zielono-biali uspokoili swoją grę, zdobyli przewagę środku pola i to oni zaczęli rozgrywać swoje akcje. Coraz częściej egzekwowali stałe fragmenty gry pod naszą bramką, a po jednym z rzutów rożnych byli o włos od zdobycia bramki. W 17. minucie z kornera dośrodkowywał Piotr Reiss, a były piłkarz Lechii Gdańsk Rafał Kosznik bez przyjęcia uderzył na bramkę Juszczyka i trafił w poprzeczkę.
W kolejnych minutach w grze obu stron dominowała przede wszystkim niedokładność i spora nerwowość. Pierwsze celne strzały w światło bramki oddali dopiero po upływie 30 minut Łągiewka ze strony Arki i Foszmańczyk z Warty. W 35. minucie przepięknym uderzeniem popisał się Arifović, który po przejęciu piłki w odległości ok. 25 metrów od bramki zdecydował się na strzał, a zmierzającą pod poprzeczkę futbolówkę efektownie i przede wszystkim skutecznie sparował na rzut rożny Radliński.
Już w doliczonym czasie gry w pierwszej połowie szczęścia spróbował Mazurkiewicz, ale znów dobrze spisał się bramkarz gości. W ten sposób na przerwę oba zespoły schodziły z bezbramkowym remisem, ale nikt nie może im zarzucić braku zaangażowania czy nie podjęcia rękawicy rzuconej przez rywala.
W przerwie trener Nemec zdecydował się na pierwszą zmianę – Piotr Kasperkiewicz zastąpił w środku pola kapitana Michała Płotkę. Przez pierwsze dziesięć minut od wznowienia wciąż jeszcze stroną dominującą byli goście, ale wkrótce potem dokonana korekta zaczęła przynosić pożądane efekty, bo to Arka osiągnęła przewagę w środkowej strefie i to ona częściej zaczęła zbliżać się do pola karnego poznaniaków. Niestety spore niedokładności i jak na dłoni widoczny częsty brak zrozumienia pomiędzy poszczególnymi piłkarzami spowodowały, że dogodnych sytuacji bramkowych wciąż było jak na lekarstwo.
Tymczasem świetną okazję stworzyli sobie warciarze, a konkretnie Michał Goliński, który na boisku zastąpił zmęczonego Reissa. Pomocnik gości znalazł się z piłką w polu karnym i mimo asysty gdyńskiego obrońcy zdołał oddać płaski strzał po ziemi, ale na szczęście Juszczyk nie dał się zaskoczyć. Chwilę później na boisku pojawił się Mirko Ivanovski i nie wiele brakowało, że przy pierwszym kontakcie z piłką otworzyłby wynik tego meczu. Radzewicz przedarł się lewą stroną i zagrał do świetnie ustawionego w „szesnastce” Macedończyka, ale w ostatniej chwili to zagranie przeczytał chyba najlepszy zawodnik na placu Ngamayama.
W 75. minucie powinno być 1:0 dla Arki. Na strzał zza pola karnego zdecydował się Ivanovski i trafił w poprzeczkę. Do dobitki podążył jeszcze Arfiović i z pięciu metrów jego strzał głową trafił w bramkarza, a przy kolejnej poprawce Bośniak już niestety faulował. Nie upłynęło 180 sekund, gdy świetną akcją na skrzydle popisał się Kowalski. Po wejściu w pole karne dojrzał Radzewicza, a były piłkarz Polonii Bytom z 10 metrów przeniósł piłkę wysoko ponad bramką.
W końcówce arkowcy w dalszym ciągu walczyli jak lwy, widząc, że z każdą minutą ich rywale są coraz słabsi i wyraźnie im ustępują. W doliczonym czasie wypracowali sobie najlepszą okazję do zdobycia gola w całym meczu. Z własnej połowy w „szesnastkę” Warty piłkę posłał Mazurkiewicz, ta trafiła do Łągiewki, który idealnie zgrał ją Ivanovskiego, a snajper Arki będąc na piątym metrze od bramki, zamiast skupić się na precyzji i spokojnie zdobyć zwycięską bramkę, włożył w swój strzał mnóstwo siły i fatalnie przestrzelił…
Z podziału punktów zadowoleni mogą być z pewnością tylko goście, ale dla trenera Nemca to spotkanie było swoistym papierkiem lakmusowym, który odsłonił aktualnie największe problemy w jego zespole. Nie ulega wątpliwości, że czas będzie działał wyłącznie na korzyść żółto-niebieskich, którzy z meczu na mecz będą rozumieć się coraz lepiej, a jednocześnie będą oswajać się z nowym stadionem i głośnymi kibicami, którzy w ten sobotni wieczór byli fantastyczni. Szansa na pierwsze zwycięstwo nadarzy się już w piątek, gdy do Gdyni zawita Piast Gliwice.
Arkadiusz Skubek
Copyright Arka Gdynia |