TA STRONA UŻYWA COOKIE.
Dowiedz się więcej o celu ich używania. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na korzystanie z cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
statystyki
chignahuapan

Aktualności

img

29.11.2009

Arka Gdynia - Śląsk Wrocław 1:1 (1:1) (Dziennik Bałtycki)

To było jedno z wielu w tym sezonie ligowych spotkań w Gdyni, ale jednocześnie o historycznym znaczeniu. To był bowiem ostatni mecz na stadionie przy ul. Olimpijskiej, który od jutra będzie systematycznie burzony, a w tym samym miejscu w ciągu najbliższych 11 miesięcy powstanie nowoczesny piłkarski obiekt z miejscami na 15 tysięcy kibiców. To był także ostatni, w tym roku, występ żółto-niebieskich przed własną publicznością. Celem gospodarzy było zwycięstwo, bo piłkarze trenera Dariusza Pasieki zapowiadali rehabilitację po bolesne środowej porażce w derbach z Lechią. Na zapowiedziach się skończyło. Arka zremisowała ze Śląskiem Wrocław 1:1.


Już w trzeciej minucie kibice w Gdyni mieli powody do radości. W polu karnym gości doszło do sporego zamieszania, a Przemysław Trytko, mimo asysty Tadeusza Soch, z około 10 metrów posłał piłkę do siatki. 1:0 dla Arki i trudno było sobie wyobrazić lepszy początek tego meczu dla gospodarzy. Niestety ta radość trwała zaledwie kilkadziesiąt sekund.

Gapiostwo gdynian w strefie środkowej boiska wykorzystał Łukasz Madej, ruszył prawą stroną boiska, ograł przy bocznej linii pola karnego Mateusza Sieberta i wrzucił piłkę na przedpole bramki Arki. Tam czający się za plecami Macieja Szmatiuka Sebastian Mila z najbliższej odległości posłał piłkę do siatki. W Gdyni było więc 1:1, a odpowiedzi gdzie był w tej akcji Michał Płotka, dlaczego zabrakło w tej strefie boiska Lubomira Lubenowa, dlaczego dał się ograć Siebert, a Milę odpuścił Szmatiuk być może padły w przerwie, w szatni, w męskiej rozmowie trenera Pasieki z zawodnikami Arki. W każdym razie cena za brak koncentracji i zbyt długą radośc z prowadzenie była wysoka.

Trzeba jednak przyznać, że żółto-niebiescy nie załamali się stratą gola. Nadal mieli inicjatywę, chociaż największe zagrożenia pod wrocławska bramką stwarzał dalekimi wrzutami piłki z autu Wojciech Wilczyński. Bliski szczęścia, do przerwy, był trzykrotnie Tadas Labukas. Najpierw strzelał niecelnie głową, później próbował lobować bramkarza Śląska, wreszcie w 44 minucie - po bardzo dobrej akcji Marcina Wachowicza - źle trafił w piłkę stojąc pięć metrów od bramki gości. Śląsk odpowiedział dwoma groźnymi strzałami Tomasza Szewczuka i Janusza Gancarczyka.
- Bardzo chcemy ten mecz wygrać, jesteśmy maksymalnie zmobilizowani i mam nadzieję, że po przerwie strzelimy zwycięską bramkę - mówił w przerwie Wilczyński.

Do przerwy był więc remis, ale to Arka nadawała ton boiskowym wydarzeniom. Warto też odnotować decyzję trenera Pasieki, który w 38 minucie zdjął z boiska słabego Lubenowa, dając szansę 100 ligowego występu w Arce Wachowiczowi.

Druga część spotkania zaczęła się od groźnej akcji gdynian, ale w jej finale Labukas zamiast strzelać, do bramki miał z 10 metrów, "zakiwał się na śmierć", bo tak można w piłkarskim żargonie opisać czekającego ciągle na pierwszą bramkę w Arce litewskiego napastnika. W 56 minucie wielu kibiców widziało już piłkę w bramce Śląska. To było po rzucie rożnym Wachowicza, kiedy Szmatiuk zgrał futbolówkę do stojącego pięć metrów przed wrocławską bramką Łukasza Kowalskiego, ale strzał "Kowala" w bardzo dobrym stylu obronił Wojciech Kaczmarek. Bramkarz Śląska raz jeszcze uratował swój zespół przed stratą gola na kwadrans przed końcem spotkania.

Po dobrym podaniu Labukasa sam przed Kaczmarkiem znalazł sie Trytko, ale najlepszy napastnik Arki zamiast precyzyjnie strzelić w róg, uderzył piłkę mocno, praktycznie we wrocławskiego bramkarza. Kolejna szansa na odzyskanie prowadzenie została zmarnowana, a w 80 minucie znowu Trytko nie popisał się pod bramką rywali, źle trafiając w piłkę na linii pola bramkowego. Cóż, mógł Trytko być w tym meczu bohaterem gdyńskich kibiców...

Piłkarze Arki, czego trudno im odmówić, atakowali do samego końca, szukając szansy na drugie w tym sezonie zwycięstwo w Gdyni. Ba, zagrali chyba nawet jedno z najlepszych swoich spotkań, tej jesieni, w Gdyni. Niestety mecz zakończył się podziałem punktów, który zdecydowanie bardziej ucieszył gości. Arka z kibicami w tym roku i ze stadionem pożegnała się bez fanfar.

Za dwa tygodnie żółto-niebiescy zagrają ostatni w tym roku mecz z Legią w Warszawie. Tam remis byłby sukcesem, bo w niedzielę ze Śląskiem rezultat 1:1, a w efekcie jeden zdobyty punkt, zadowolić nie mógł. Deficyt punktowy Arki w tym sezonie jest bowiem coraz większy, a miejsce w tabeli niebezpiecznie blisko strefy bezpośrednio zagrożonej spadkiem.


więcej na www.dziennikbaltycki.pl







Poprzedni Następny

 

 

 

 

 

 

SPONSORZY MŁODEJ ARKI

 

 

     

 

 

 

 

 

 

PARTNERZY MEDIALNI

 

 

Arka Gdynia Copyright Arka Gdynia