TA STRONA UŻYWA COOKIE.
Dowiedz się więcej o celu ich używania. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na korzystanie z cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
statystyki
chignahuapan

Aktualności

img

05.08.2009

Tworzył potęgę Lecha... Teraz Arka! (futbol.pl)

Kto odkrył Lewandowskiego, Stilicia, Murawskiego. Odpowiedź jest prosta: Andrzej Czyżniewski! On sam jest innego zdania. - Wiele innych osób z cienia pracowało na sukces, ja byłem po prostu człowiekiem, który koordynował działania - zarzeka się w rozmowie z Futbol.pl. Ale twierdzi, że pomysły z Lecha zaadoptuje w Gdyni - w Arce.

- Chcę spłacić dług wobec niej. Ponad rok temu Pan Bóg mnie nie chciał. Teraz wiem, że to Arka mnie potrzebowała - podkreśla komentując tragiczne wydarzenia ze swojego życia.

FUTBOL.PL: - Jaka była Pana pierwsza decyzja po przyjściu do Arki?

ANDRZEJ CZYŻNIEWSKI: - Spotkaliśmy się z drużyną, aby porozmawiać na temat warunków pracy. Teraz koncentrujemy się na tym, aby ta drużyna była wystarczająco silna sportowo. Koniec już z sytuacjami, że z drżeniem serca czekamy na decyzję PZPN i od nich zależy "być albo nie być" klubu. O takich chwilach chcemy zapomnieć.

- Żeby tak było, musi Pan pozbyć się z klubów graczy, którzy stanowią dla klubu spory balast - również finansowy.

- Pertraktacje z nimi nie są łatwe. W tych kwestiach konsultujemy się również ze szkoleniowcem. Ale statystyka nie kłamie. Jeśli ktoś przez parę lat rozegrał 500 minut, to nie może to być przypadek.

- Pamięta Pan, ile goli strzelił Marcin Chmiest dla Arki?

- Tak, to były trzy bramki. On strzelał gole, ale większość z nich w sparingach.

- Teraz w drużynie ma Pan piłkarzy zupełnie innych: młodego Sieberta czy nieznanego zbyt dobrze polskim kibicom Mrowca.

- Oni mają olbrzymi potencjał! Ale czy rozwiną go w odpowiedni sposób? To nie tylko kwestia klubu. Kiedyś na turnieju juniorów Mateusz Machaj z Lecha dysponował bardzo podobnymi umiejętnościami do Mateusza Cetnarskiego, który w tej chwili wyróżnia się w lidze. A gdzie jest teraz Machaj? Często klub nie zapewnia czegoś zawodnikowi, który odchodzi gdzieś indziej i staje się gwiazdą. Dlatego cierpliwie poczekajmy.

- Teraz nie tylko pracujecie na własny rachunek, ale płacicie za błędy poprzedników.

- To, co było, to rozdział zamknięty. Nie będzie krwawych odwetów i sądów czarownic. Teraz mamy plan, który będziemy konsekwentnie realizowali.

- Co planujecie zrobić?

- W naszym klubie ogromną rolę będzie odgrywała młodzież. Przygotujemy projekt szkół patronackich oraz współpracy z mniejszymi klubami. Arka ma być miejscem, do którego będziemy ściągali wybitnie uzdolnioną młodzież. Najlepiej z regionu. Z doświadczenia wiem, że nic tak nie mobilizuje młodego piłkarza jak gra w klubie z regionu przed pełnymi trybunami. Dlatego pojawią się chłopcy z Kartuz, Słupska, Kościerzyny.

- I oczywiście zbudujecie sieć skautów.

- W kontrakcie z Lechem nie miałem klauzuli o konkurencyjności. Dlatego bez skrupułów skorzystam ze sprawdzonych pomysłów w Arce. Ale trzeba pamiętać, że dla wielu polskich klubów nieosiągalne jest wzniesienie się na pułap Lecha, który może sobie pozwolić na znacznie więcej. Gdy obejmowałem pracę w Kolejorzu, panowie Kadziński i Rutkowski zaufali mi i kazali spokojnie pracować. Oczywiście liczyliśmy koszty, ale nie było z tym większych problemów.

- O jakich kwotach tu mówimy?

- Płace dla skautów miesięcznie to 20-25 tysięcy. Dlatego w skali roku skauting kosztuje klub kilkaset tysięcy. Ale trzymajmy się faktów: kiedy Amica ściągała Rafała Murawskiego do Lecha, kosztował on 50 tys. złotych. A ile wart jest teraz? Przecież taki jeden transfer zapewnia spokojną pracę departamentowi skautingu przez parę lat. A przecież są jeszcze Lewandowski, Stilić...

- I za tymi wszystkimi transferami stał właśnie Pan.

- Nie. Ja byłem tylko twarzą tego projektu. A przecież za efektami pracy, stali ludzie, którzy na zawsze pozostaną w cieniu, a pracowali na sukcesy Lecha. Ja nie dokonuję publicznego lansowania. Chcę żeby wszyscy pamiętali o zasługach Marka Pogorzelczyka czy Marka Śledzia. Wie Pan, ile razy jeździł on do Pruszkowa, żeby przekonać Roberta Lewandowskiego do gry w Lechu? O takich sprawach niewiele osób później pamięta. A to praca tych i innych osób dała wymierny efekt.

- Lewandowskiego ściągnęliście, mimo że mogliście mieć i jego, i Radosława Majewskiego znacznie wcześniej. I to za mniejsze pieniądze. Dużo mniejsze.

- Po tym, jak ściągnęliśmy Roberta, wspominałem, że mogliśmy go kupić na przykład pół roku wcześniej. Obserwowaliśmy go wiele razy. I od razu nam zaimponował. Czym? Harmonią ruchu, swobodą, operowaniem piłką... A przecież wtedy w Zniczu grali lepsi piłkarze. Chcieliśmy, aby Radosław Majewski okrzepł jeszcze w Pruszkowie, a Dyskobolia zagrała z nimi jeden mecz i od razu w nocy podpisali z Radkiem kontrakt.

- Niektórzy twierdzą, że to nie Pan odkrył Lewego!

- Ja mogę Panu pokazać całą dokumentację z mojego okresu gry w Lechu, która potwierdzi moje słowa. Jest taki trener, który twierdzi, że odkrył wszystkich piłkarzy polskiej ligi. Później mówił Leo Beenhakkerowi, że Lewandowski powinien być wcześniej zagrać w kadrze. Ale to my pierwsi zwróciliśmy na Roberta uwagę. Przecież wtedy w Zniczu grał jeszcze choćby Bartosz Wiśniewski, który wtenczas robił lepsze wrażenie od Lewandowskiego, a mimo to właśnie tym drugim się zainteresowaliśmy.

- Mało brakowało, a Lewandowski nie trafiłby do Lecha.

- Mieliśmy dwie opcje: Frankowski i Lewandowski. Przy tym pierwszym upierał się trener Smuda. Ale wiedzieliśmy, że to inwestycja bezzwrotna. Pamiętając o jego obecnej formie trzeba pamiętać, że efekty przychodzą tylko tu i teraz. A w Lechu istnieje model biznesowy, który mówi, że piłkarza będzie można sprzedać z zyskiem za parę lat. Dlatego Smuda został przegłosowany.

- A co robiliście, że wyprzedzaliście zagraniczną konkurencję przy kupnie graczy pokroju Stilicia, którym interesowały się bogatsze kluby niż Lech?

- Ogromną pracę wykonał Marek Pogorzelczyk, który swoimi kanałami załatwiał ten transfer. Trzeba pamiętać, że Stilić został kupiony dosłownie pięć minut przed momentem, kiedy można było zgłaszać zawodników do rozgrywek pucharowych. O tym, że wyprzedzaliśmy konkurencję, świadczy jeszcze jedna rzecz - powiem na przykładzie Lewandowskiego. Jak wspomniałem, on wcale nie był najlepszy w Zniczu. Konkurencja wybrała Majewskiego, a potem Wiśniewskiego. A przecież wszyscy patrzyli w jedno to samo miejsce... Lewandowskiego nikt wtedy nie dostrzegał.

- A co Panu dało spotkanie z Arsenem Wengerem - człowiekiem, z którym niewiele osób miało przyjemność rozmawiać?

- Takiej tremy w życiu jeszcze nie miałem! Ręce się trzęsły, nogi drżały... Pamiętam, że podczas spotkania Francuz zapytał się, dlaczego cały czas notuję. Odpowiedziałem, że chcę jak najwięcej skorzystać z jego ćwiczeń, by później używać je podczas treningów z moją drużyną. Rzucił mi: - Słuchaj przecież będziesz miał zupełnie inną drużynę, będziesz musiał z nimi stosować zupełnie inne metody. Wtedy zrozumiałem, że wszystko trzeba indywidualnie dostosowywać do piłkarzy, a nie odwrotnie.

- Teraz wraca Pan do swoich korzeni - do Arki.

- Przychodzę spłacić swój dług. Pamiętam, jak w 1976 wysłałem telegram do Arki, bo chciałem w niej grać. Wtedy nikt o mnie nie słyszał. Tylko dzięki niej zaistniałem w futbolu. To moje drugie podejście: pierwsze w roli wiceprezesa okazało się nieudane - z wielu względów. Teraz ma być inaczej. Ja wierzę w Arkę. Ponad rok temu doszło to tragicznej sytuacji w moim życiu - dla mnie i dla mojej rodziny. Po tym wydarzeniu mój przyjaciel - Marek Śledź powiedział mi: - Widocznie Pan Bóg Cię jeszcze nie potrzebował. Teraz wiem, że to właśnie Arka mnie potrzebowała...


rozmawiał Szymon Sulgostowski







Poprzedni Następny

 

 

 

 

 

 

SPONSORZY MŁODEJ ARKI

 

 

     

 

 

 

 

 

 

PARTNERZY MEDIALNI

 

 

Arka Gdynia Copyright Arka Gdynia