Kliknij, aby wyświetlić pełną wersję strony

2023-08-02

Prezes Michał Kołakowski w obszernej rozmowie dla Przeglądu Sportowego odpowiada na liczne pytania dotyczące sytuacji w Arce Gdynia.
 
  • „W praktyce wszystkie działania związane z bojkotem nie uderzają we mnie, tylko w klub. To Arka traci. To rozwój Arki został wstrzymany. Wierzę, że z każdym dniem coraz większa grupa kibiców będzie zdawała sobie z tego sprawę.”

  • „Czytam też, że na pierwszym meczu w Gdyni było 400 widzów. A prawda jest taka, że osób, które posiadały karnet lub bilet na mecz z Niecieczą, było 1379, z czego na trybunach pojawiło się ponad 900.”

  • „KFM nie wziął od Arki ani złotówki prowizji, dzięki czemu w ubiegłym roku byliśmy w lidze na drugim od końca miejscu, jeśli chodzi o wysokość wypłacanych przez klub prowizji menadżerskich.”

  • „Gruchała zadeklarował chęć inwestycji w akademię, ale potem okazało się, że w zamian chce przejąć akcje klubu. Taki podstęp i tyle. Mam 75 procent akcji, które dają w spółce pełnię kontroli i to chyba naturalne, że jako większościowy właściciel klubu zamierzam utrzymać taki stan.”

  • „Mimo że Gruchała już zapowiedział, że nie widzi możliwości dalszej współpracy, ja jestem gotowy do merytorycznej rozmowy z każdym, komu zależy na sukcesach klubu, a nie na jego akcjach.”
 
 

Poniżej fragment wywiadu autorstwa red. Jarosława Kolińskiego:

 

JAROSŁAW KOLIŃSKI: Inauguracja nowego sezonu 1. ligi wyglądała w Gdyni tak: na stadionie kilkaset osób, a na "Górce" o wiele liczniejsza grupa fanów, wśród nich prezydent miasta. Jak pan sobie wyobraża dalsze funkcjonowanie w klubie, gdy wszystkie środowiska związane z Arką odwróciły się od pana?

MICHAŁ KOŁAKOWSKI (właściciel Arki Gdynia): To bardzo przykra sytuacja, która nigdy nie powinna mieć miejsca. Podział w żółto-niebieskim środowisku nie jest dobry dla nikogo, a przede wszystkim dla klubu, na którym każdej ze stron przecież zależy. Kibice zaczynają dostrzegać, że największym poszkodowanym działań związanych z bojkotem będzie właśnie Arka.

Jak pan chce ich przekonać do powrotu na stadion? Zdecydowana większość jest przeciw panu.

No właśnie, powiedział pan, że kibice są przeciw mnie, ale w praktyce wszystkie działania związane z bojkotem nie uderzają we mnie, tylko w klub. To Arka traci. To rozwój Arki został wstrzymany. Wierzę, że z każdym dniem coraz większa grupa kibiców będzie zdawała sobie z tego sprawę. Najważniejsza jest jednak inna kwestia: powody bojkotu. Od ponad trzech lat zarządzam Arką i mieszkam w Gdyni, a więc naturalnie spotykam dziesiątki ludzi każdego dnia. Jestem praktycznie na każdym treningu pierwszego zespołu i na wszystkich meczach. Nie unikam rozmów z kibicami. Wie pan, ilu z nich przez te trzy lata powiedziało mi w twarz, że ich zdaniem klub zmierza w złą stronę?

Nie wiem.

Kilku. Dosłownie mógłbym policzyć ich na palcach jednej ręki. Za to bardzo często słyszę, że odkąd przyszedłem, w Arce dzieją się dobre rzeczy. Klub jest zarządzany odpowiedzialnie – został wyprowadzony z wielomilionowych długów, które były zmorą i konsekwencją działań poprzedników. W kadrze pierwszej drużyny są zarówno jakościowi, doświadczeni ligowcy, jak i wielu niezwykle utalentowanych, młodych zawodników – generalnie stawiamy na młodzież. Mógłbym wymieniać dalej. Nie udała się jedna rzecz: awans do Ekstraklasy. Za każdym razem było blisko, w sezonie 2021/22 zabrakło punktu do awansu bezpośredniego, ale wciąż jesteśmy w 1. lidze. To chyba jednak nie powód do bojkotu, prawda? Bojkot urodził się z serii manipulacji, za które odpowiedzialny jest Marcin Gruchała, mniejszościowy akcjonariusz Arki.

Na czym te manipulacje polegają?

Pewnego dnia pan Gruchała postanowił, że chce kupić klub. Poinformował mnie o tym, jednak otrzymał odpowiedź, że Arka nie jest na sprzedaż. Mimo to przedstawił ofertę, z dopiskiem, że jeśli nie zgodzę się na sprzedaż, on rozpocznie medialny i środowiskowy szantaż, prowadzący do obniżenia wartości klubu.

Szantaż to poważny zarzut. Ma pan dowody na piśmie?

Oczywiście, wynika to wprost z korespondencji. Przypominam, że mówimy tu o mniejszościowym akcjonariuszu, który zapowiedział działania w praktyce prowadzące do szkody spółki. Jak zapowiedział, tak zrobił. Mimo że w wiadomości, która zawierała ofertę, Gruchała podkreślał, że większość moich działań ocenia dobrze lub bardzo dobrze i że jego zdaniem udało mi się wyprowadzić Arkę na wyższy poziom, to w publicznych wypowiedziach mówił rzeczy zupełnie odmienne. Największym absurdem było publiczne stwierdzenie, że Arka tak naprawdę nie chce awansować do Ekstraklasy.

 

Cała rozmowa dostępna jest pod LINKIEM (kliknij).