Kliknij, aby wyświetlić pełną wersję strony

2015-04-10

W ostatnie kolejce środkowy obrońca jeszcze bardziej umocnił swoją pozycję, zdobywając gola na wagę remisu w Niecieczy.
 
Jacek Główczyński: Wydaje się, że teraz w Arce jest najlepszy czas na sprawdzenie i ogrywanie gdyńskich juniorów i młodzieżowców, gdyż drużynie nie grozi ani awans ani degradacja?
 
Michał Marcjanik: Dokładnie. Trenerzy pokazują, że nie boją stawiać się na młodych. W Arce znów gra najwięcej młodzieżowców w podstawowych składach ze wszystkich klubów I ligi.
 
Wy - młodzi w drużynie seniorskiej, trzymacie się razem?
 
To jest różnie. W szatni panuje taka atmosfera, że każdy z każdym rozmawia. Natomiast nie może dziwić, że potem więcej czasu spędzamy w gronie rówieśników. Przecież już od kilku lat trenujemy razem, pokonujemy wspólnie kolejne szczeble od drużyn juniorskich poczynając.
 
Pan czuje się już doświadczonym I-ligowcem, czy nadal przed wyjściem na boisko odczuwa tremę?
 
Trema już minęła. Jednak myślę, że te 20 meczów to jeszcze zbyt mało, abym mógł uważać, że jestem super ograny w pierwszej drużynie.

Gdy odszedł Alan Fialho, a Arka ogłosiła, że nie szuka nowego stopera, to pan wydawał się być głównym kandydatem do gry obok Krzysztofa Sobieraja. Tymczasem trenerzy traktowali pana na równi ze środkowymi obrońcami, którzy jeszcze nie debiutowali w I lidze. Był pan tym zaskoczony?
 
Nie uważałem, że to miejsce mi się należy. Nie czułem się wyżej ani od Tomka Wojcinowicza ani Przemka Szura. Każdy z nas walczył o swoje, chciał się z jak najlepszej strony pokazać trenerowi. Wiadomo, że ten okres służy szukaniu optymalnego ustawienia. Dlatego rozumiałem, że są rotacje na pozycjach.
 
Po pięciu wiosennych kolejkach od pierwszej do ostatniej minuty spędzonych na boisku oraz po golu strzelonym w Niecieczy czuje się pan już pewniakiem w "11"?
 
Nie wiem. To trener podejmuje decyzję. Ja staram się w każdym meczu pokazać z jak najlepszej strony. A gol z Termaliką powinien mi dodać jeszcze większej pewności siebie.
 
Do piłki podawanej z wolnego przez Bartosza Ława pobiegł pan oraz Antoni Łukasiewicz i Marcus. Jak to się stało, że ostatecznie strzelał pan, najmłodszy w tym gronie?
 
Nieciecza chciała zrobić pułapkę ofsajdową. Nie udało jej się. Akurat tak się złożyło, że wyszedłem na czystą pozycję. Krzyknąłem do Antka, aby puścił do mnie piłkę. Wydawało mi się, że byłem w lepszej pozycji niż koledzy. Miałem w głowie, aby jak najszybciej uderzyć. Udało mi się posłać piłkę w ten róg bramki, w który chciałem.
 
Czy Arka może częściej zdobywać ligowe punkty po golach ze stałych fragmentach gry?
 
Zobaczymy. Na treningach są akcenty ze stałymi fragmentami, a w meczach to rożnie wychodzi. Jak pamiętam, z Miedzią strzeliliśmy jesienią aż cztery gole po stałych fragmentach gry, a potem rzeczywiście mniej zdobywaliśmy bramek w takich sytuacjach.
 
 
Pan strzelał gole w Legnicy i Niecieczy. Oba te spotkania Arka zremisowała. Czy doczekamy się pańskiej bramki w Gdyni i to w zwycięskim meczu?
 
Bardzo bym chciał strzelić takiego gola. Najważniejsze jednak, aby drużyna wygrywała.
 
Przed Flotą Świnoujście Arka powinna mieć respekt?
 
Nie śledziłem dokładnie meczów tej drużyny. Wiem, że ostatnio wygrali. Na pewno nie przyjadą się i nie położą przed nami. Trzeba być skoncentrowanym i walczyć niezależnie od tego, co będzie chciała grać Flota. Uważa się, że goście w sobotę nastawią się na defensywę, ale przecież wcale tak być nie musi.
 
O co gra tej wiosny Arka?
 
Pogodziliśmy się, że na awans do ekstraklasie praktycznie nie mamy szans, gdyż jest 13 punktów straty do 2. miejsca. Utrzymanie w I lidze też raczej mamy pewne. Nie pozostaje zatem nic innego jak w każdym meczu grać o zwycięstwo. Na tabelę trzeba zawsze patrzyć po spotkaniu, a nie przed.
 
Pan zostanie w Gdyni na kolejny sezon?
 
Kontrakt mam ważny do 30 czerwca 2016 roku. Nie myślę o innych klubach, nigdzie się nie wybieram, a i telefon z propozycjami nie dzwoni. Spokojnie do tego wszystkiego podchodzę.
 
rozmawiał: Jacek Główczyński
 
 
http://arka.gdynia.pl/images/galeria_zdjecie/big/prasa060_c2df416f4a2b6da26c6863d107cce9f5.jpg