Aktualności
22.10.2017
Czy Arka wystraszy Jagiellonię?
Jak mantrę po spotkaniach z Arką kolejni trenerzy powtarzają na konferencjach: „Uczulałem swoich piłkarzy na stałe fragmenty Arki, bo bardzo dobrze je wykonuje”. Nie jest to zwykła medialna paplanina.
Mówi się, że najprościej w piłce zdobyć gola po stałym fragmencie gry. Nie ma zastosowania wtedy dynamika akcji, nie trzeba podejmować decyzji w ułamku sekundy. Piłka stoi, można pomyśleć, co się chce zrobić, przypomnieć jeden z kilku wariantów ćwiczonych na treningach i nie będąc przez nikogo nie niepokojonym, kopnąć, czy to w kierunku bramki, czy dośrodkować w miejsce idealne dla reszty partnerów z zespołu.
Jest też druga strona medalu: trenerzy wybuchają, gdy ich zespoły tracą bramki po tym elemencie gry. Bo podobno nie ma nic prostszego, jak dobrze ustawić szyki obronne, gdy nie ma zastosowania dynamika akcji, nie trzeba podejmować decyzji w ułamku sekundy i tak dalej... Są więc specjaliści w jednym i drugim. Na naszym, polskim poziomie ligowymi specjalistami w obu kategoriach są piłkarze Arki. Gdynianie mają największy w lidze udział goli po stałych fragmentach gry w strzelonych bramkach ogółem, jednocześnie będąc w posiadaniu największego w lidze udziału goli po stałych fragmentach w straconych bramkach ogółem. Arce więc zarówno łatwo strzelić z piłki stojącej, jak i szybko można nadziać się na odwet.
– Jak spojrzymy na ostatnie nasze bramki, to faktycznie padają one po stałych fragmentach, ale znam drużyny, które ilościowo zdobywają ich jeszcze więcej niż my – mówi szkoleniowiec Arki Leszek Ojrzyński, mając zapewne na myśli Piasta Gliwice (osiem goli) i Górnika Zabrze (dziewięć goli).
– Mówią, że Arka jest mocna ze stałych fragmentów, bo ma bardzo dobre auty, które sieją popłoch, i w tym aspekcie trudno znaleźć drugą taką drużynę w ekstraklasie – dopowiada trener.
Tym razem Ojrzyński i spółka trafiają na ciężkie zasieki. Jagiellonia Białystok, z którą przyjdzie się zmierzyć gdynianom w niedzielę (godz. 15.30), traci – jak na statystyki Arki – zaledwie co trzeciego gola ze stałego fragmentu gry. W ekipie gości zabraknie jednak serca defensywy, zawieszonego za kartki Ivana Runje, co znacznie osłabia linię obronną zespołu Ireneusza Mamrota.
Siedem meczów z rzędu Rafał Siemaszki sprawiło, że przeciwko białostoczanom będzie miał szansę na swój setny występ w barwach Arki. Do tej pory zdobył 27 goli, ale wszystkie w ostatnie dwa lata.
– Nikt nie powiedział, że już teraz Rafał dobije do setki – uśmiecha się Ojrzyński.
– Oczywiście żartuje, bo szansa, że zagra, rzecz jasna, jest. Bierzemy „Siemę” w swoich planach pod uwagę. Mam nadzieję, że też coś strzeli. Chociaż uzależniony jest głównie od podań, ale solówki też ma, szkoda, że tylko na treningach – w rewelacyjnym nastroju był tego dnia Ojrzyński.
– Czy będę świętował? Nie zastanawiałem się nad tym, ale fajerwerków nie będzie – mówił zaskoczony Siemaszko, który doskonale pamięta ostatnie starcie z Jagiellonią w Gdyni. Zdobył wtedy bramkę na 2:1, lecz o późniejszych wydarzeniach chciałby pewnie zapomnieć. Wówczas sędzia Szymon Marciniak podyktował rzut wolny pośredni w polu karnym dla gości po rzekomym podaniu obrońcy Arki Tadeusza Sochy do swojego bramkarza. O celowości w tamtym przypadku nie było jednak mowy, a arbiter po meczu przyznał się do błędu. Na nic to się jednak zdało, bowiem arkowcy tamto spotkanie przegrali przez to 2:3.
– Najpierw ten mój gol, kiedy Tadziu Socha mnie nabił. Ciekawe trafienie – śmieje się Siemaszko.
– Ale pamiętam też tę sytuację, kiedy sędzia podyktował feralny rzut wolny, po którym padła bramka, a wynik nie był dla nas korzystny – dodał już ze znacznie poważniejszą miną. Arka ma się więc za co odgryzać. Z Jagiellonią nie wygrała od ponad siedmiu lat.
Dawid Kowalski
Copyright Arka Gdynia |