Pierwszy wpis w piłkarskim życiorysie Luki Maricia to niejaki Rovinj, lokalny klubik z siedzibą na półwyspie Istria. Nazwa kolejnego zespołu – Pomorac – też nie rzuca na kolana. Potem jest już całkiem nieźle: Rijeka, Zawisza Bydgoszcz, Dinamo Bukareszt, w końcu Arka Gdynia. Po drodze był jeszcze Persepolis z Teheranu. Jak na tak spóźniony start w zawodowy futbol, kariera chorwackiego obrońcy rozwinęła się lepiej niż mógł przypuszczać.

 

Nie chciał być szczypiornistą

 

Mając kilka albo kilkanaście lat, nie w głowie była mu profesjonalna gra w piłkę. Jeśli już poważnie myślał o uprawianiu jakiegokolwiek sportu, to bardziej skłaniał się ku pasji ojca, trenera piłki ręcznej. – Gdy byłem mały, trenowałem szczypiorniaka. W wieku 10 lat uczęszczałem na treningi piłki ręcznej i nożnej jednocześnie. I tak jednego dnia chodziłem na zajęcia ręcznej, następnego nożnej. W weekendy też na przemian. Długo to trwało. Dopiero gdy skończyłem 18 lat, zdecydowałem się na piłkę.

 

Już nie dawałem rady pogodzić obu tych sportów. Z tego powodu tak późno rozpocząłem karierę zawodowego piłkarza, bo wieku 22-23 lat. Wcześniej postanowiłem skończyć liceum i iść na studia. Mieszkałem i grałem w Rovinj. To takie nasze chorwackie St. Tropez – opowiada Marić.

 

– Tam też zarabiałem na studia. Region, z którego pochodzę, jest typowo turystyczny. W lato jest dużo pracy w tej branży. Ja też w wakacje pracowałem, bo chciałem mieć na swoje wydatki studenckie. Nagle zgłosił się Promorac, grający wtedy w II lidze chorwackiej. Po rozmowach z rodzicami uznałem, że warto spróbować. Zgodziłem się. Podpisałem profesjonalny kontrakt. Wówczas piłka stała się poważniejszą przygodą. Studiów ostatecznie nie ukończyłem. Przerwałem edukację na drugim roku. Wówczas odchodziłem do Rijeki. Nie poszedłem więc w ślady ojca. Zapowiadałem się na dobrego piłkarza ręcznego. Nie mogło być inaczej, skoro tata był trenerem. Ale wyszło inaczej. Tak to już w życiu bywa – dodaje obrońca Arki. 

 

Żył obok wojny

 

Marić urodził się w Puli. Szczęście w nieszczęściu, że żył z dala od wojny. Kiedy był małym chłopcem, na terenie Chorwacji, której rząd w 1991 roku ogłosił niepodległość, wybuchła wojna domowa z Serbią.

 

– Walki toczyły się praktycznie wszędzie. Akurat ja i moja rodzina nie doświadczyliśmy tego na własnej skórze. W północno-wschodniej części Chorwacji było spokojnie i bezpiecznie, jak na okres krwawych starć. Za to moi znajomi mieli styczność z wojną. Tak samo znajomi taty i mamy. To zły i przykry moment w historii kraju, o którym lepiej tyle nie mówić – ucina. 

 

W Chorwacji przeżył za to inne bolesne dla siebie doświadczenie.

 

– Dostałem powołanie do reprezentacji Chorwacji. Mówili: „Przyjedź, zbierzesz doświadczenie”. Niestety, nie mogłem pojawić się na zgrupowaniu, ponieważ doznałem kontuzji kostki. To mi zamknęło drzwi do reprezentacji. Potem już takiej szansy nie dostałem. Nic gorszego z punktu widzenia piłkarza nie mogło się zdarzyć – wzdycha Marić. 

 

Spotkał dawnych kumpli

 

Arka to jego drugi klub w polskiej ekstraklasie. Krótko, bo tylko przez jedną rundę sezonu 2014/15 występował w Zawiszy. – Byłoby dobrze, gdyby nie ten nieszczęsny spadek... Nie osiągnęliśmy celu, jaki nam wyznaczono. Za to do dziś zostały kontakty. Przy okazji meczu z Jagiellonią spotkałem się i porozmawiałem z Grzegorzem Sandomierskim oraz Jakubem Wójcickim. Pośmialiśmy się, powspominaliśmy dawne czasy – mówi defensor gdynian.

 

Wspomnienia ożyły także po niedawnym finale mistrzostw świata, w którym Chorwaci przegrali z Francją 2:4.

 

– No tak, przecież grałem w Rijece z Andrejem Kramariciem. Z innymi chłopakami tej srebrnej kadry też miałem okazję rywalizować w lidze. Ale i tak nic nie przebije faktu, że mój ojciec pracował w przeszłości z trenerem przygotowania fizycznego Chorwatów – mówi Marić, który mimo krótkiej kariery zdążył posmakować różnych kultur piłkarskich.

 

– Iran? Niesamowita sprawa. Na naszym meczu było 100 tysięcy ludzi. Ci ludzie wariowali na punkcie piłki. W Rumunii było podobnie, poznałem tam specyfikę derbów Bukaresztu – uśmiecha się.

 

Piotr Wiśniewski