TA STRONA UŻYWA COOKIE.
Dowiedz się więcej o celu ich używania. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na korzystanie z cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
statystyki
chignahuapan

Aktualności

img

14.12.2017

Ciężka praca popłaca.

Większe posiadanie piłki, lepsze okazje bramkowe i szczelniejsza obrona długo nie wystarczały Arce do odniesienia zwycięstwa. Brakowało szczęścia, a ono uśmiechnęło się do gdynian w samej końcówce meczu. Żółto-niebiescy wykorzystali okazję i wyrwali Górnikowi zwycięstwo.
 
Zwycięskiego składu podobno się nie zmienia. A już na pewno nie po takim zwycięstwie, jakie Arka odniosła nad Koroną. Leszek Ojrzyński piłkarskie przesądy ma jednak za nic, liczyła się taktyka, dlatego zagrali Zarandia z Kriwcem, a zabrakło Nalepy i Dancha.
 
Wydawało się, że będzie to woda na młyn dla… Górnika, bo oznaczało to, że gdynianie nie „zamkną” środka pola i będą chcieli grać w piłkę. Rzeczywiście chcieli i żółto-niebiescy odważnie atakowali i długimi fragmentami meczu byli dużo lepsi od lidera, który wydawał się zaskoczony ustawieniem gospodarzy. Blisko bramki był Piesio, po golu strzelonym Koronie dużo wiary w siebie zyskał Warcholak i kilkukrotnie próbował zaskoczyć Loskę, a swoją szansę miał też Siemaszko.

GÓRNIK BEZ ARGUMENTÓW

Gospodarze nieźle radzili sobie w ataku, ale jeszcze lepiej w obronie. Zabrzanie właściwie nie istnieli w ofensywie, a groźnie pod bramką Steinborsa zrobiło się tylko dwukrotnie. Za pierwszym razem Wolsztyński wykorzystał gapiostwo obrońców i z ostrego kąta potężnie uderzył na bramkę, ale Łotysz popisał się świetnym refleksem i odbił piłkę na rzut rożny.
 
Była jeszcze dobra próba Kurzawy z rzutu wolnego, po której trafił w słupek. Poza tym najlepszy atak w lidze nie miał w starciu z gdyńską obroną wiele do powiedzenia, a że goście mieli trochę szczęścia w obronie, to do przerwy był bezbramkowy remis.

GRATKA DLA KONESERÓW

Arka grała lepiej niż w Kielcach, a Górnik poziomem nie dorównywał Koronie z tamtego spotkania. Paradoksalnie jednak gdynianie nie mogli trafić do siatki. Obu drużynom brakowało zawodnika, który wniósłby trochę boiskowego szaleństwa, szczególnie widać było to po zejściu Zarandii. Oba zespoły były nieźle ustawione w obronie, przez co niewiele mogły zdziałać w ataku. Ciężko to widowisko określić inaczej, niż mianem meczu dla taktycznych koneserów uwielbiających szalone 0:0.

To Arka była przeważającą stroną, utrzymywała się przy piłce, próbowała atakować pozycyjnie, po autach i rzutach rożnych. Wszystko odbywało się jednak jakby w spowolnionym tempie i zawsze na miejscu byli zabrzanie. Na przyspieszenie trzeba było czekać aż do 83. minuty, ale niestety to Górnik wrzucił wyższy bieg. Piękną akcję rozegrał Kądzior z Matuszkiem, pierwszy posłał potężny strzał na bramkę, piłkę „wypluł” Steinbors, a na szczęście dla gospodarzy, dobić nie zdołał Angulo.

SZCZĘŚCIE SPRZYJA LEPSZYM

Następne  minuty znów należały do gospodarzy, którzy nie mieli jednak argumentów. W końcówce brakowało Arce boiskowego szaleństwa, które mogłoby zapewnić zwycięstwo, ale to szaleństwo - w negatywnym znaczeniu - udzieliło się obrońcy gości. Suarez fatalnie skiksował w swoim polu karnym, piłkę przejął Jurado, szczęśliwie dograł ją do Zbozienia, a ten zapewnił gospodarzom zwycięstwo.

To kolejny mecz przeciwko rywalowi z czołówki, po którym Arka triumfuje. Gdynianie byli lepsi, ale długo nie mogli złamać obrony przeciwnika. Mieli jednak szczęście, które potrafili wykorzystać i zrobili kolejny krok w stronę zapewnienia sobie spokojnego awansu do grupy mistrzowskiej.

Arka Gdynia - Górnik Zabrze 1:0 (0:0)
 
Tymoteusz Kobiela







Poprzedni Następny

 

 

 

 

 

 

SPONSORZY MŁODEJ ARKI

 

 

     

 

 

 

 

 

 

PARTNERZY MEDIALNI

 

 

Arka Gdynia Copyright Arka Gdynia