TA STRONA UŻYWA COOKIE.
Dowiedz się więcej o celu ich używania. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na korzystanie z cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
statystyki
chignahuapan

Aktualności

img

02.11.2017

Derby Trójmiasta.

W piątek karty rozda Arka

„Jak nie teraz, to kiedy?” mogliby słusznie zapytać kibice Arki. Bo ta staje przed niepowtarzalną okazją. Jeszcze nigdy na poziomie ekstraklasy nie mierzyła się z Lechią, która była w takiej rozsypce. Z Lechią, która zastanawia się, jak pozbierać każdą z tysiąca części, na jakie rozpadła się po poniedziałkowej klęsce z Koroną Kielce 0:5. Ale nawet i bez niej gdynianie przystępowaliby do piątkowych derbów Trójmiasta jako faworyt. Po raz pierwszy od lat.

 

To nie tylko wynik żerowania na cudzym nieszczęściu, braku ładu i składu w Lechii, ale samej Arki. Leszek Ojrzyński jako jej szkoleniowiec debiutował w kwietniu w meczu... z Lechią Gdańsk właśnie. Sytuacja była lustrzana. Gdańszczanie w formie, a Arka próbowała zebrać się po klęskach i stracie dwudziestu goli w pięciu kolejnych spotkaniach. Ale stał się cud. W swoim pierwszym sprawdzianie Ojrzyński odczarował zagubioną Arkę, która już wtedy grała futbol zupełnie inny niż za poprzednika, Grzegorza Nicińskiego.

 

Minęło ponad pół roku, a żółto-niebiescy noszą już wyraźny sznyt Ojrzyńskiego. Zespół wygląda na pewnego siebie, swojej wartości. Bojaźń to pojęcie mu zupełnie obce, bo wystarczy spojrzeć na to, co Arka zrobiła pod wodzą Ojrzyńskiego: zdobyła Puchar Polski, Superpuchar, popisała się na arenie europejskiej mimo porażki w dwumeczu z FC Midjtylland, a w tym sezonie postraszyła już niejednego potentata. Pokazała, że w meczach szczególnych – a takie bez wątpienia są derby z Lechią – potrafi wzbić się na niewytłumaczalne wyżyny. Tak poległ ostatnio wicemistrz Polski - Jagiellonia Białystok, która mimo dobrej gry wracała do domu z bagażem czterech bramek.

 

Paradoksalnie porażka w miniony weekend z mistrzem Polski Legią Warszawa to dobry znak dla gdyńskich kibiców przed derbami. Ewentualne zwycięstwo, które – zaznaczmy – nie było takie nieprawdopodobne, polałoby lukrem całą gdyńską szatnię. A to przed derbami najmniej byłoby Arce potrzebne. Rozluźnienie, o którym piłkarze nie mówiliby medialnie, zapewne pojawiałoby się mimowolnie.

 

Skoro rozbiliśmy wicemistrza Polski, a potem mistrza, i to na jego terenie, to Lechia w ogóle nam niestraszna” – mogłyby pojawiać się takowe, błędne myśli. Porażka kompletnie zaś nie miała negatywnego wpływu na zawodników, a wręcz im pomogła. Do derbów przystępują jako drużyna, która w dalszym ciągu musi sobie coś udowodnić.

Zaskoczyć kibiców i samych siebie

W poniedziałek w Gdańsku był istny huragan. Jednak szkód nie wyrządziła natura, a Korona Kielce, która zabawiła się z piłkarzami Adama Owena jak z dziećmi. Jakkolwiek śmiesznie to w tym momencie zabrzmi, to najgorszy w tym wszystkim nie był wynik, a styl. To był cyrk, żenada i kompromitacja. A tymczasem według naszych informacji tuż po spotkaniu niektórzy zawodnicy Lechii byli wyluzowani, jak gdyby nic się nie stało. Jest to przynajmniej dziwne, bo po tak dotkliwej porażce wszyscy powinni zapaść się pod ziemię.

 

Czasu na pozbieranie się nie ma dużo. Szczególnie że dla większości piłkarzy z biało-zielonej części Trójmiasta to całkowicie nowa sytuacja. Mówi się, że lepiej raz przegrać 0:5 niż pięć razy po 0:1. Być może taki zimny prysznic był potrzebny.

 

„Mam nadzieję, że w piątek wszystkich zaskoczymy” – to słowa Jakuba Wawrzyniaka.

 

Kibice Lechii (choć po meczu z Koroną jasno dali do zrozumienia piłkarzom, że nie wyobrażają sobie innego wyniku niż zwycięstwo w derbach) wydają się nie wierzyć w swój zespół. Trudno im się dziwić. To kryzys, w jakim Lechia dawno nie była. Z drugiej strony derby to idealna okazja, by w końcu się przełamać.

 

– Dla mnie mecz z Arką to idealny moment, żeby zobaczyć reakcję piłkarzy na to, co się stało. Możemy trenować, rozmawiać, analizować, jednak prawdziwą odpowiedź musimy zobaczyć na boisku. Być może taki gong był nam potrzebny. Derby to doskonała okazja do tego, aby się zrehabilitować – przekonuje trener Adam Owen.

 

Jest taki zwyczaj, że po zwycięskich derbach fani czekają na piłkarzy na stadionie przy ul. Traugutta, by wspólnie świętować sukces. Teraz – nawet mimo ewentualnej wygranej – atmosfera po ostatnich niepowodzeniach jest tak fatalna, że trudno sobie wyobrazić taki scenariusz.

 

Piłkarze nie są obecnie ulubieńcami kibiców. Stali się obiektem drwin i szyderstw. Ale w jakim meczu można odzyskać zaufanie własnych kibiców, jak nie w starciu z największym wrogiem?

Zapomnieć o statystykach

Za Arką w żadnym wypadku nie przemawia statystyka meczów z Lechią w ekstraklasie. Osiem starć, w których biało-zieloni wygrali aż sześć razy, tylko dwukrotnie pozwalając arkowcom na zdobycie punktu. Tyle tylko, że przed piątkiem to statystyka niemająca zastosowania. Bo po raz pierwszy od bardzo dawna to gdynianie będą faworytem spotkania.

 

A do tego kibice Lechii nie są przyzwyczajeni. Ostatnia porażka gdańskiego zespołu z ich odwiecznym rywalem miała miejsce w sezonie... 2007/08, jeszcze w ówczesnej drugiej lidze. Co ciekawe, zwycięskiego gola strzelił Grzegorz Niciński (aktualny trener Chrobrego Głogów). Oczywiście nie uwzględniamy tu mało znaczącego Pucharu Ekstraklasy, bo nawet kibice obu ekip traktowali go niezbyt poważnie.

 

Kiedy ostatnio Arka była faworytem? Prawdopodobnie w sezonie 2008/09. Oba zespoły były świeżo po awansie do najwyższej klasy rozgrywkowej, ale większość ekspertów bardziej ceniła żółto-niebieskich. Jak się skończyło? Wygraną Lechii 1:0 po golu Pawła Buzały.

 

Dawid Kowalski, Tomasz Galiński

 








Poprzedni Następny

 

 

 

 

 

 

SPONSORZY MŁODEJ ARKI

 

 

     

 

 

 

 

 

 

PARTNERZY MEDIALNI

 

 

Arka Gdynia Copyright Arka Gdynia