Kliknij, aby wyświetlić pełną wersję strony

2020-09-25

Maciej Rafalski, TVPSPORT.PL: – Początek sezonu dla ciebie i drużyny jest udany.
Daniel Kajzer: – Wrażenia są takie, jak wyniki. Start jest naprawdę mocny. Wygraliśmy wszystkie trzy spotkania. W mediach już pojawiają się spekulacje, że jesteśmy faworytami do awansu. My jednak na razie nie stawiamy sobie takiego celu, bo jest na to za wcześnie. Drużyna przeszła wiele zmian, wciąż potrzeba czasu. Nie ma sensu wybiegać tak daleko w przyszłość.

 

– Zdecydowałeś się na grę w pierwszoligowym zespole. W minionym sezonie byłeś w Śląsku Wrocław, ale tam nie rozegrałeś nawet jednego spotkania w Ekstraklasie. Dlaczego zdecydowałeś się na Arkę?
– Chciałem przede wszystkim grać. Oczywiście wiedziałem, że nikt nie daje mi stuprocentowej gwarancji. Wiem, że to drugi rozgrywkowy poziom w Polsce, ale nie traktuję tego jako krok w tył. Był temat powrotu do Botewu Płowdiw, miałem też propozycje z Ekstraklasy. Wiedziałem jednak, że po roku siedzenia na ławce rezerwowych nikt nie będzie patrzył na mnie jak na kogoś, kto ma zostać numerem jeden. W naszym kraju wciąż jestem anonimowy.

 

– A dlaczego nie podjąłeś rozmów z bułgarskim klubem? W tamtejszej lidze wyrobiłeś sobie świetną markę.
– Żona była w zaawansowanej ciąży. Wiedziałem, że będę musiał tam lecieć sam. Pandemia koronawirusa sprawia, że niepewna jest sytuacja z lotami. Nie chciałem być z dala od rodziny.

 

– Jak w ogóle pojawiła się opcja przenosin do Botewu Płowdiw? Występowałeś wtedy w ROW Rybnik.
– Nie chciałem już grać w Rybniku i Adam Stachowiak, który kiedyś grał w Botewie, załatwił mi testy. Pojechałem tam zimą 2017 roku i pokazałem się z dobrej strony. Pół roku przed wygaśnięciem kontraktu klub chciał mnie wykupić z ROW. Pojawiły się jednak jakieś absurdalne oczekiwania finansowe. Ostatecznie odszedłem latem. Wiedziałem, że będę drugim bramkarzem, bo numerem jeden był reprezentant kraju. Po pół roku wywalczyłem miejsce w składzie. Na początku było ciężko. Wiadomo, jak patrzą kibice, gdy obcokrajowiec sadza na ławkę piłkarza z danego kraju. Z czasem zaskarbiłem sobie jednak sympatię fanów, grałem dobrze.

 

– Nie odchodziłeś jednak w przyjemnej atmosferze. Dlaczego postanowiłeś opuścić Bułgarię?
– Było mi bardzo szkoda odchodzić, ale te dwa lata poza krajem dały mi mocno w kość. Wspólnie z żoną chcieliśmy już wracać, przez ten czas zmarło jeszcze kilka bliskich mi osób starszego pokolenia. Później bardzo dziwnie zaczął zachowywać się klub. Nie chciałem przedłużać umowy i zaczęto rzucać mi kłody pod nogi. Pojawiały się fałszywe informacje, by nastawić kibiców przeciwko mnie. Donoszono, że szantażuję klub, że wspólnie z menedżerem oczekuję jakichś astronomicznych pieniędzy za podpis pod kontraktem. Innym razem, gdy wyleciałem na trzy dni na urodziny mamy, pisano, że uciekłem z klubu. Na koniec okazało się, że za tymi działaniami stały władze Botewu.

 

– Przyszedłeś do Śląska. Z pewnością oczekiwałeś, że dostaniesz więcej szans.
– Takie były rozmowy, ale nie chcę już do tego wracać. Gdy podpisywałem umowę, wiedziałem, że Kuba Słowik ma ofertę z Japonii i odejdzie. Potem klub sprowadził jednak Matusa Putnocky’ego, który w Ekstraklasie jest uznanym bramkarzem. Podczas przygotowań nie było widać między nami różnicy. Nie chciałem jednak zachowywać się nie w porządku, tłumiłem w sobie złość i ciągle pracowałem.

 

– W Polsce nie miałeś okazji pokazać się w Ekstraklasie. Uważasz, że przez to patrzy się na ciebie nieco z przymrużeniem oka?
– Na początku tak nie sądziłem, ale z czasem zacząłem myśleć, że coś w tym jest. Jesteśmy trochę zapatrzeni w Ekstraklasę, a później dziwimy się, gdy nasze kluby przegrywają z zespołami z innych lig, które uznajemy za słabsze. Sześć najlepszych zespołów z naszej ligi jest na podobnym poziomie, co sześć czołowych drużyn z Bułgarii. Różnica jest niżej, bo kolejne kluby tam, są już na poziomie naszej pierwszej ligi. U nas jest zdecydowanie lepsza infrastruktura, a także otoczka medialna.

W ostatnich latach numerem jeden w Arce był Pavels Steinbors (fot. Getty Images)

– Jeśli kiedyś dostaniesz szansę gry w Ekstraklasie, poradzisz sobie?
– W tamtym sezonie trochę napatrzyłem się na te spotkania… Wiem, że ktoś może powiedzieć, że opowiadam bzdury, bo przez cały rok nie podnosiłem się z ławki. Sądzę jednak, że dałbym sobie radę, nie odstawałbym bardzo od wielu bramkarzy. Kiedyś uznawałem, że gra w Ekstraklasie jest dla priorytetem. Teraz już tak na to nie patrzę, nie zamykam się na inne kierunki. Wierzę, że jest jeszcze przede mną wiele lat gry na niezłym poziomie.

 

– W Arce musisz zastąpić Pavelsa Steinborsa, który był bardzo ważnym zawodnikiem dla klubu w ostatnich latach. To dla ciebie dodatkowa presja?
– Nie, w ogóle tak na to nie patrzę. Pavels to bardzo dobry bramkarz, który zdobywał z Arką trofea i zrobił tu wiele pozytywnego. Kompletnie odciąłem się od takich porównań. Jeśli ktoś chce to robić, to jego problem. Myślę, że przygodę z Arką zacząłem nieźle. Bez fajerwerków, ale poprawnie. Wierzę, że z każdym meczem będzie tylko lepiej.

 

– Nie obawiałeś się przenosin do Gdyni?
– Klub spadł z Ekstraklasy, więc jakaś niepewność była. W szatni od początku była jednak dobra atmosfera, nie widać negatywnych emocji po poprzednim sezonie. Na treningi przyjeżdżam z uśmiechem, spędzamy ze sobą czas nie tylko w klubie, a to też istotne. W tej chwili jest dobrze, zmierzamy w odpowiednim kierunku. Sezon jest jednak długi i teraz nie chcemy nakładać na siebie presji dotyczącej awansu.

 

Maciej Rafalski 

 

 http://arka.gdynia.pl/images/galeria_zdjecie/big/tvpsport_93564777c930da302725e5f2d415aa52.jpg