Kliknij, aby wyświetlić pełną wersję strony

2020-06-11

Legia miała kłopoty już w pierwszej minucie, ale później gospodarze zabawili się z rywalem i zatopili Arkę Gdynia. Wygrana 5:1 to i tak mały wymiar kary.

 

Adam Marciniak schodził do szatni na przerwę czerwony jakby spalił się na słońcu. Piłkarz Arki miał pretensje do sędziego, że podejmuje złe decyzje, i do kolegów z drużyny, że podają nie tak, jak chce. Po pustym stadionie Legii niosły się głównie jego dosadne komentarze, ale zaraz na początku drugiej części Marciniak zamilkł. Po dośrodkowaniu Pawła Wszołka, obrońca gości interweniował wślizgiem i wbił piłkę do własnej bramki. W tym przypadku mógł pokrzyczeć już tylko na siebie. Był to przełomowy moment meczu.

 

Piłkarze Legii odzyskali spokój i kontrolę nad spotkaniem. Wcześniej go nie mieli. Pracownicy mediów jeszcze nie zdążyli założyć dobrze maseczek na specjalnie wyznaczonym sektorze stadionu, a już trzeba było reagować, bo Adam Danch strzelił gola. Nie minęła minuta spotkania, Arka zaczęła od środka i od razu piłka znalazła się w polu karnym Legii. Po lekkim zamieszaniu, mądrym zgraniu głową Dawita Schirtladze, Danch uderzył z powietrza bez przyjęcia i piłka znalazła się w siatce.

 

Goście mogli poczuć się, jakby wygrali los na loterii, ale nie poszli za ciosem. Drużyna z Gdyni cofnęła się głęboko do obrony, sporadycznie wyprowadzała szarpane akcje, ale przede wszystkim liczyło się, żeby rywal nie przedostał się w ich pole karne.

 

I faktycznie - Legia długo się męczyła. Mozolne rozgrywanie mogło wyglądać jak brak pomysłu na zaskoczenie rywala, a poprzeczka po uderzeniu Tomasa Pekharta mogła zwiastować początek niemocy strzeleckiej. Ale w końcu zespół Aleksandara Vukovicia zaskoczył. Gola do szatni strzelił głową Paweł Wszołek, było 1:1, a najlepsze miało dopiero przyjść.

 

Były gracz Polonii miał swój dzień. Zaraz po zmianie stron dośrodkował i gola samobójczego strzelił Marciniak. Po tej sytuacji gospodarze złapali luz, a Arka zaczęła tonąć.

 

Gdyby trzeba było wskazać miejsce największego przecieku, byłaby to zdecydowanie prawa strona obrony gości. Po akcjach w tym sektorze padło większość bramek dla Legii. Zanim Wszołek znowu miał udział przy golu, wyręczył go Marko Vesović. Czarnogórzec dobrze podłączył się do akcji ofensywnej, dośrodkował precyzyjnie, a akcję technicznym i mocnym strzałem skończył Luquinhas.

 

Niedługo później na prawej stronie kolejny raz zatańczył Wszołek. Skrzydłowy wycofał do Mateusza Cholewiaka, który znowu trafił do bramki. Cholewiak przychodził do Legii bardziej jako uzupełnienie składu, ale dobrymi zmianami w ostatnich meczach po pandemii koronawirusa pokazał, że stać go na więcej. W środę wyszedł w pierwszym składzie - po raz pierwszy w ligowym meczu od transferu ze Śląska Wrocław.

 

Na koniec kibice Legii wystrzelili za stadionem race świetlne w powietrze. Unosiły się nad trybunami kilkanaście sekund i spokojnie opadając - wygasły. W podobny sposób gospodarze rozprawili się z Arką. Albo może nie do końca - gdy Vuković robił kolejne zmiany, legioniści bawili się grą, piękną bramkę zdobył jeszcze Vamara Sanogo. Napastnik wrócił na boisko po 11 miesiącach i kontuzji kolana. A tym świetnym strzałem przyćmił wcześniejsze fajerwerki. 

 

Legia Warszawa - Arka Gdynia 5:1 (1:1)
0:1 - Adam Danch 1'
1:1 - Paweł Wszołek 44'
2:1 - Adam Marciniak 50' (samobójcza)
3:1 - Luquinhas 58'
4:1 - Mateusz Cholewiak 62'
5:1 - Vamara Sanogo 86'

 

Legia: Radosław Majecki - Marko Vesović (67. Piotr Pyrdoł), Artur Jędrzejczyk, Mateusz Wieteska, Michał Karbownik - Domagoj Antolić, Walerian Gwilia (67. Andre Martins), Paweł Wszołek, Luquinhas, Mateusz Cholewiak - Tomas Pekhart (67. Vamara Sanogo).

 

Arka: Pavels Steinbors - Damian Zbozień, Luka Marić, Adam Danch, Adam Marciniak - Michał Kopczyński, Michał Nalepa, Kamil Antonik (54. Nemanja Mihajlović), Marko Vejinović, Santi Samanes (46. Mateusz Młyński) - Dawit Schirtladze (78. Oskar Zawada).

 

Żółta kartka: Marko Vejinović (Arka).

Sędzia:
Tomasz Kwiatkowski (Warszawa).

 

Mateusz Skwierawski