Kliknij, aby wyświetlić pełną wersję strony

2019-10-23

Kolejny powrót do domu. Znów ojciec, który podjechał na stację w Redzie odebrać syna, zobaczył smutek na jego twarzy. A nawet rezygnację. „Tato, ja już chyba nie chcę grać w piłkę” – powiedział 16-letni Michał Nalepa. Rok wcześniej, gdy chodził do trzeciej klasy gimnazjum, bardzo chciał trafić z rodzinnej Redy do Arki, ale początki w klubie z Gdyni nie były łatwe. Michał miał wrażenie, że niekoniecznie ci, którzy trenują najciężej, są za to nagradzani. 

 

Praca ważniejsza niż talent

Kryzys nastąpił, gdy miał stać się juniorem starszym. Pomogło mu kilka osób, w tym trener Arkadiusz Gaffka, który dostrzegł, że Michał może nie ma wielkiego talentu, ale nadrabia to olbrzymią pracą. Dziś, po ośmiu latach, Nalepa, do którego jakoś nie pasuje słowo „gwiazda”, jest obok Gruzina Dawita Schirtladze najlepszym zawodnikiem Arki. W niedzielnych derbach Trójmiasta przeciwko Lechii (2:2) nie tylko zdobył bramkę, już trzecią w sezonie, ale wielokrotnie podrywał zespół do walki, oddał cztery strzały, a w drugiej połowie w jednej akcji efektownie przedryblował trzech przeciwników. 

 

Po tym, jak 21 września Arka odniosła efektowne zwycięstwo 4:1 nad ŁKS w Łodzi, a Nalepa zdobył jedną z bramek, pomocnik został zaproszony przez dziennikarza Canal+ do magazynu „Liga+ Extra”, podsumowującego kolejkę. Zgodził się, nawet ucieszył, ale niedługo później dyrektor sportowy klubu, Antoni Łukasiewicz, podszedł do niego i zaczął pytać o szczegóły rozmowy i ewentualnego występu w programie. Nalepa dowiedział się, że polityka medialna klubu się zmieniła i nie będzie mógł pojawić się w studiu. Jak ustaliliśmy, nowy prezes Arki Grzegorz Stańczuk stwierdził, że nie może dojść do sytuacji, w której zawodnik decyduje o swojej aktywności medialnej bez powiadomienia i zgody odpowiedniego pracownika klubu. Gracze mieli to zapisane w regulaminie, tyle że długo nikt tych reguł nie stosował. Teraz miało się to zmienić. Nalepa, łagodnie mówiąc, nie był szczęśliwy z tego powodu i wyraził głośno swoją opinię. 

 

To, co uważa, powiedział też szczerze w przerwie meczu z Lechią, kiedy jeszcze był bezbramkowy remis. Zapytany przez dziennikarza o postawę obrońców Arki, przyznał, że niektórym z nich brakuje zdecydowania i dodał, że nie ma akurat na myśli występujących przeciwko Lechii stoperów. Poza tym to właśnie Nalepa jako pierwszy opowiedział dość konkretnie o tym, dlaczego drużyna przestała się dogadywać ze Zbigniewem Smółką (trener Arki między czerwcem 2018 a kwietniem tego roku), zaznaczając, że przemawia „w imieniu szatni”. 

 

Bramki na piasku

Szczerość. Bezkompromisowość. Charyzma. Poczucie odpowiedzialności za grupę. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że te cechy w największym stopniu zaszczepił w nim ojciec. Ryszard Nalepa jest dziś trenerem grup młodzieżowych w klubie UKS Jedynka Reda i przez około sześć lat prowadził w tej drużynie syna. 

 

– Z młodymi ludźmi trzeba rozmawiać po męsku, zdecydowanie. Tylko wtedy taki człowiek pójdzie w odpowiednim kierunku. Michał przez lata występował na środku pomocy. Był zawodnikiem, który potrafił odebrać piłkę, ale również ruszyć z nią do przodu i wypracować okazję koledze. Powtarzano mu: „Straciłeś piłkę? To wsiadaj na rower i zapieprzaj” – opowiada pan Ryszard, który nie ukrywa, że nie do końca podoba mu się to, jak zmienili się młodzi ludzie w ostatnich kilkunastu latach. 

 

W dawnych czasach (tego zwrotu jego ojciec używa w naszej rozmowie wyjątkowo często) dzieci wychodziły na podwórko i wiedziały, co chcą robić. Michał potrafił znikać na wiele godzin i rodzice nie wiedzieli, gdzie dokładnie jest. Jak się znalazł na obiad, to się znalazł. Najczęściej grał w piłkę, szmacianymi futbolówkami, bo mało kto miał jakiś nowszy model. Mecze odbywały się na piasku, więc regularnie wracał do domu – to określenie ojca – ubrudzony jak dzik. Pan Ryszard doskonale pamięta dźwięk tłuczonych doniczek. Michał, gdy tylko nauczył się chodzić, zaczął kopać piłkę i często robił to w domu. Z różnym skutkiem. Jego tata wspomina też, że gdy miała miejsce ważna transmisja sportowa, małżonka często przenosiła się do innego pokoju i tam oglądała to, co ją interesuje. A oni śledzili mecz. Ulubionymi klubami Michała z czasem stały się Real Madryt i Chelsea. Podziwiał Cristiano Ronaldo za to, że mając nieco mniejszy talent niż Leo Messi, dzięki katorżniczej pracy dotarł na porównywalny poziom. Oglądał filmiki z jego akcjami, czytał książki na temat Portugalczyka. Już wtedy w jego głowie pojawiło się przekonanie, że ważniejsza od naturalnych predyspozycji jest praca. 

 

Wpływ na drużynę

Kolejne ważne zdarzenie z życia Michała – miał osiem lat, kiedy zaczął treningi, ale nie w Jedynce, tylko w Celticu Reda, gdzie ćwiczył z dwa lata starszymi zawodnikami. Tworzyła się ciekawa grupa – chłopcy mieli talent i grali, jakby nie czuli zmęczenia. Podczas przerwy zimowej potrafili wystąpić w 12 turniejach w różnych miejscach Polski. Kielce, Włocławek, Kołobrzeg. Wiele z nich wygrywali. Nagrodą często były najnowsze piłki, więc i na podwórku można było błysnąć. Gdy w Jedynce powstał rocznik 1995, przenieśli się tam, a później objął ich pan Ryszard. 

 

– Wygrywali prawie wszystko. W zespole był też Dariusz Formella, ale szybciej od Michała odszedł do Arki. Rodzice tak chcieli. Pamiętam, że niemal nigdy nie wyróżniałem syna. Musiał na to zasłużyć. Widziałem jednak, jak umie wpłynąć na kolegów, pociągnąć zespół do lepszej gry. Nawet gdy nie szło, Michał potrafił coś zrobić, zagrać jakieś decydujące podanie. Poza tym wszyscy go lubili i cenili jego zdanie. Miał odpowiedni charakter – opowiada ojciec o rozwoju cech przywódczych u syna. 

 

Kluczowy dla Michała był 2014 rok. Grał w zespole rezerw i po jednym z treningów Dariusz Dźwigała, ówczesny szkoleniowiec Arki, zaprosił go na zajęcia pierwszej drużyny. Występował w niej wówczas Bartosz Ława, który zaopiekował się młodym graczem. – Pomógł mu, podobnie jak Krzysiek Sobieraj. Po pewnym czasie Bartek powiedział o Michale: „Z tego chłopaka może coś wyrosnąć”. Jednak to wszystko nie wydarzyłoby się, gdyby nie trener Dźwigała. Do końca życia będę Darkowi dziękował, że wtedy dał Michałowi szansę – kończy pan Ryszard.

 

Jakub Radomski