Kliknij, aby wyświetlić pełną wersję strony

2019-05-10

ŁUKASZ KLINKOSZ: Pracował pan już w 14 klubach, zwykle z południa lub centrum Polski. Dlaczego zdecydował się pan na Arkę, drużynę z północy kraju?
 

JACEK ZIELIŃSKI: Faktycznie, pracowałem już w wielu miejscach, ale nad morzem jeszcze nie miałem okazji. Bardzo dobrze czuję się w Gdyni. Jest tu odpowiedni klimat, miasto wygląda naprawdę ładnie, a Arka to klub z tradycjami i oddanymi kibicami.

 

Pozostawał pan bez zajęcia od września ubiegłego roku do 12 kwietnia obecnego. Pojawiały się wcześniej inne propozycje pracy?

 

Były mniej zobowiązujące rozmowy, były też bardziej konkretne. I z ekstraklasy, i z pierwszej ligi. Zastanawiałem się nad niektórymi, ale nie zdradzę szczegółów, to już przeszłość.

 

Brakowało panu przez ten czas adrenaliny meczowej?

 

Oczywiście. Wiadomo, chciałem wrócić do trenowania po siedmiomiesięcznej przerwie. Najbardziej konkretna była propozycja z Arki, dlatego z niej skorzystałem. Jak wspominałem – Gdynia to piękne miasto, dobre miejsce do życia. A przede wszystkim uważam, że jest tutaj ciekawy zespół. Arka zasługuje na to, by dalej grać w ekstraklasie. Dlatego podjąłem się wyzwania i razem z chłopakami z drużyny walczymy o życie.

 

Dwie wygrane, dwa remisy, jedna przegrana i wyciągnięcie Arki ze strefy spadkowej. Zaczyna to nieźle wyglądać.

 

Na razie nie oceniamy ostatnich wyników. Weryfikacja nastąpi 18 maja, po naszym ostatnim meczu ligowym. Zagramy wtedy ze Śląskiem Wrocław, być może będzie to dla obu ekip najważniejsze starcie sezonu. Cieszymy się, że uciekliśmy ze strefy spadkowej, ale tabela pokazuje, że walka będzie trwała do ostatniego spotkania. Ciągle jesteśmy w trudnej sytuacji, nad przedostatnim Śląskiem mamy tylko punkt przewagi. Ale też tylko jeden straty do dwunastej Miedzi Legnica.

 

Co trzeba poprawić przed meczem z Zagłębiem Sosnowiec? Ostatnio Adam Marciniak mówił, że z powodu stałych fragmentów Arka traci dużo goli.

 

To tylko jeden z mankamentów. Mamy tak mało czasu, że wielu rzeczy nie możemy poprawić „na już”. W tym momencie naszym największym problemem są kontuzje napastników. Pozostałe sprawy poprawiamy krok po kroku, ale o naszych mankamentach rozmawiamy we własnym gronie.

 

Czyli w następnym meczu znowu w ataku wystąpi Michał Janota, który w tym roku strzelił jednego gola, i to z karnego?

 

Możliwe, lecz jeszcze nie podjąłem decyzji. Zrobię to w piątek. Nadal leczą się Rafał Siemaszko, Aleksandyr Kolew i Maciej Jankowski. Jedynym plusem jest to, że nie pojawiły się żadne nowe urazy.

 

O utrzymanie walczą jeszcze cztery drużyny. Czuć presję w zespole?

 

Oczywiście. Jeśli trener by jej nie czuł, to nie powinien zajmować się piłką nożną. Tak samo piłkarze. Każdy w klubie robi wszystko, żeby Arka została w ekstraklasie. Identycznie jest w innych drużynach, w końcu aż cztery nadal nie są pewne utrzymania. Zespół, który najgorzej sobie z tą presją poradzi, spadnie.

 

Arce może być teoretycznie łatwiej w meczu z Zagłębiem dlatego, że sosnowiczanie już są zdegradowani?

 

Absolutnie nie spodziewam się żadnej taryfy ulgowej. Owszem, Zagłębie spadło, ale na pewno będzie chciało pokazać się z dobrej strony. Piłkarze z Sosnowca już grają bez presji. W żadnym wypadku ich nie lekceważymy! Na spotkanie z nimi wyjdziemy w pełni skoncentrowani. Najgroźniejszym przeciwnikiem jednak jesteśmy my sami. Jeśli sobie nie przeszkodzimy, to utrzymamy się w ekstraklasie. A utrzymanie to nasz priorytet.

 

Łukasz Klinkosz - Dziennikarz „Przeglądu Sportowego” i Onetu