Kliknij, aby wyświetlić pełną wersję strony

2019-05-02

Szkoleniowiec zdobył z gdynianami Puchar Polski (przed rokiem doszedł do finału, ale przegrał z Legią Warszawa 1:2) i dwukrotnie utrzymał zespół w ekstraklasie. Mimo to władze klubu z Pomorza rozstały się z nim po poprzednim sezonie. Nie przedłużono kontraktu, mimo że wcześniej to prezesi i właściciele Arki nie dotrzymali danego słowa. 

 

Mostów nie pali

Wszystko działo się zimą 2018 roku. Ojrzyński miał zapewnienia, że gdyńscy działacze sprowadzą do klubu konkretnych zawodników. Wśród nich miał być m.in. Tomasz Jodłowiec. Na obietnicach się jednak skończyło. – Mogłem wtedy odejść, gdy nasze ustalenia nie zostały spełnione. Ogólnie uważam, że jak się na coś umawiamy, to wszystko trzeba zrobić, żeby tak było. Deklaracje były, ale nie zostały zrealizowane – mówił Ojrzyński kilka tygodni temu.

 

Szkoleniowiec teraz w kluczowym meczu o utrzymanie zarówno dla Wisły Płock, jak i Arki, będzie mógł zrewanżować się tym, którzy najpierw nie dotrzymali danego słowa, a później nie przedłużyli z nim umowy. Trener nie wyklucza jednak, że kiedyś jeszcze wróci do Gdyni. – Jakby kiedyś była propozycja z tego klubu, to na pewno bym ją rozważył. Mostów nie palę, drzwi przed nikim nie zamykam. Trzeba mieć do siebie wzajemny szacunek, a tego w pewnym momencie w Arce zabrakło – mówił w niedawnej rozmowie z „PS”.

 

Ma prawo się cieszyć

Ojrzyński zapewnia, że w meczach ze swoimi poprzednimi pracodawcami nigdy nie ma sentymentów. – Dla klubu, w którym jesteś w danej chwili oddajesz całego siebie. Niektórzy w meczach z byłymi klubami nie celebrują bramki, co dla mnie nie jest do końca zrozumiałe. Jesteś tam, gdzie ktoś ci zaufał, dlatego musisz dać z siebie wszystko, co możesz zaoferować. To jest nasz zawód i uważam, że każdy ma prawo się pocieszyć, jak strzeli gola swoim byłym kolegom, czy jak trener wygra ze swoim byłym zespołem – przyznał trener Nafciarzy.

 

 Maciej Wąsowski