Kliknij, aby wyświetlić pełną wersję strony

2019-04-17

O zwolnieniu Zbigniewa Smółki, o groźbie przerwania przez grupę kibiców meczu z Lechią Gdańsk opowiada prezes Wojciech Pertkiewicz.

 

- Czy przed derbami z Lechią Gdańsk klub otrzymał sygnały, że mecz zostanie przerwany przez grupę kibiców, jeśli nie spodoba im się wynik i zaangażowanie zawodników?


- Dementuję. Nie było żadnych nacisków, to absurd - mówi prezes Arki Gdynia, Wojciech Pertkiewicz.

 

- Wydaje mi się, że mam dość dobre relacje ze Stowarzyszeniem Kibiców Gdyńskiej Arki, nic się w tej kwestii przed meczem z Lechią nie zmieniło. Rozmawiałem z kibicami o tych plotkach zarówno przed jak i po meczu. Za każdym razem nie słyszałem po prostu zaprzeczeń, a wręcz pukano się w czoło. A że sytuacja w tabeli, narastające frustracja i irytacja po serii meczów bez zwycięstwa wzbudzały silne emocje, trudno się dziwić - tak byłoby w każdym klubie.

 

Po takiej serii każdego człowieka może po prostu wziąć cholera. Ale bez przesady. Fani oczekiwali zmian, ale w żaden sposób ich nie wymuszali szantażem - mają świadomość, że byłoby to skandaliczne, że byłoby to działaniem na szkodę klubu, że uderzyłoby mocno w wizerunek Arki. A przecież nie takie były ich intencje.

 

- Pogłoski, że trener bał się o własne bezpieczeństwo też są nieprawdziwe?


- Trudno mi dyskutować z tym, jak czuł się trener. Nie wyglądał na strachliwego i fakt, że przed derbami spacerował po Gdyni chyba potwierdza, że czuł się bezpiecznie. I słusznie, bo mam wrażenie, że historie dobudowane do tej plotki są mocno przekoloryzowane. Jestem w klubie dziesięć lat. Przechodziliśmy kilka kryzysów, moje nazwisko kilkukrotnie widniało na różnych transparentach i mimo że nie było to miłe, nie czułem zagrożenia.

 

Mam świadomość jak środowisko kibiców funkcjonuje, nie ze wszystkim się zgadzam, czasem przekaz jest wulgarny, ale nigdy względem mojej osoby nie zostały przekroczone granice nietykalności cielesnej. Zawsze udawało się dojść do porozumienia. A na epitety trzeba mieć grubą skórę, choć nie jest to łatwe. Na meczu ze Śląskiem, kiedy nastąpiła eskalacja złych emocji względem szkoleniowca, był obecny jego syn. Na pewno nie była to przyjemna sytuacja dla trenera. Czysto po ludzku współczuję mu, rodzina jest najważniejsza.

 

Trener nigdy, a przynajmniej ja sobie nie przypominam, nie wyrażał się źle na temat fanów, nie wykonywał w ich stosunku obraźliwych gestów itd. Po prostu nie widzę przyczyny, by jakieś realne groźby mogły być wobec niego kierowane i nie wierzę w nie. Wygląda mi to na rozdmuchaną plotkę, wobec której zabrakło szybkiej reakcji ze strony klubu.

 

- A Smółka nie musiał zmienić miejsca zamieszkania, niektóre źródła mówią o tym, że nocował w klubie, inne, że przeniósł się do hotelu?


- Błagam... I co jeszcze, szedł po ulicy i co chwila zmieniał kurtkę? Trener spał w hotelu, bo był to hotel, w którym mieszkał, i który był opłacany przez klub. Wiem, że trener był zbulwersowany rozmową z kibicami, którzy pojawili się na jednym z treningów przed meczem z Lechią.

 

Wcześniej szkoleniowiec również miał spotkanie z fanami. Trudno, żeby przy tak długiej serii bez wygranej rozmowa toczyła się w atmosferze kwiatów i motyli. W nerwach czasem padają różne słowa, ale forma spotkań, choć przyznaję, dyskusyjna, nie wykraczała poza akceptowalne w danej sytuacji normy, nie była odmienna od podobnych sytuacji w innych klubach. Nie tylko w Polsce.

 

ROZMAWIAŁ PRZEMYSŁAW PAWLAK

 

 CAŁY WYWIAD MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM (16/2019) NUMERZE TYGODNIKA "PIŁKA NOŻNA"