Kliknij, aby wyświetlić pełną wersję strony

2018-11-30

Kibice nie wytrzymali. Staranowali bandy reklamowe i wbiegli na murawę, by „porozmawiać” z Henrikiem Larssonem. Kiedyś, w czasach, gdy dla Helsingborga strzelał gola za golem, uwielbiali go. Teraz byli wściekli, bo w roli trenera kilka minut wcześniej w niewytłumaczalnych okolicznościach doprowadził zespół do spadku do drugiej ligi (po 23 latach).

 

Frederik Helstrup, dziś obrońca Arki, a wówczas szwedzkiej drużyny, tej sytuacji nie widział na żywo, zdążył uciec do szatni. Tam się rozpłakał. – To był najgorszy moment w mojej karierze – wspomina.

 

Strzelił samobója

A zaczęło się całkiem przyjemnie. Kiedy w 2015 roku Helstrup dostał telefon ze Szwecji, że były słynny napastnik m.in. Celticu Glasgow i Barcelony chce go w drużynie, nie miał wątpliwości, że pragnie dla niego grać. Duński defensor szybko wywalczył miejsce w podstawowym składzie Helsingborga, już po pół roku w klubie wiedzieli, że wypożyczonego piłkarza wykupią z AC Horsens.

 

– Wiele zawdzięczam Larssonowi. Był raczej małomówny, ale bardzo go szanowaliśmy. Wpajał nam, że liczy się tylko zwycięstwo. Powtarzał, że profesjonalistami musimy być nie tylko na boisku, ale również poza nim. Kazał nam dbać o siebie, odpowiednio się regenerować po treningach. Mówił: „Piłka to całe twoje życie, a nie praca, którą wykonujesz tylko przez kilka godzin. Trzeba się jej w pełni poświęcić” – opowiada 25-latek.

 

W pierwszym sezonie Helstrupa Helsingborg zajął 8. miejsce w tabeli i nic nie zwiastowało, że w 2016 roku dojdzie do katastrofy. Zespół spisywał się fatalnie, przegrywał mecz za meczem, co doprowadziło do tego, że musiał walczyć o utrzymanie w barażu z Halmstad, trzecią ekipą drugiej ligi.

 

– Po tym wcześniejszym, niezłym sezonie wielu piłkarzy postanowiło zmienić klub na lepszy. A że finansowo Helsingborg nie stał na wysokim poziomie, brakowało pieniędzy na klasowych zastępców – tłumaczy Helstrup. W pierwszym starciu z Halmstad padł remis 1:1. Być może udałoby się wygrać, gdyby nie… samobój Duńczyka.

 

– Było bardzo ostre dośrodkowanie w pole karne. Chciałem interweniować i pechowo strzeliłem do własnej bramki. Ale za mną stał napastnik rywali, więc nawet gdyby piłka mnie minęła, on strzeliłby gola. Na pewno w tej sytuacji nie pomogło mi, że grałem ze złamanym nosem. W jednej z sytuacji rywal uderzył mnie łokciem. Bardzo bolało, ale schodzenie z boiska nie wchodziło w grę.

 

Myślałem tylko o pomocy drużynie – opowiada. Dramatu jednak nie było, remis przywieziony z delegacji wciąż stawiał Helsingborg w roli faworyta. Zresztą w rewanżu wszystko układało się idealnie – stadionowy zegar w 87. minucie pokazywał wynik 1:0 dla Helstrupa i jego kolegów. Ale wówczas 7-krotni mistrzowie kraju nagle stanęli, stracili dwa gole i zostali wykopani do drugiej ligi.

 

W trzy minuty wypuścili z rąk utrzymanie. Dlatego fani wbiegli na murawę, by skonfrontować się z Larssonem oraz jego synem Jordanem, grającym na pozycji napastnika (z tego drugiego zdarli koszulkę).

 

– Szczerze mówiąc, nie dziwię się zdenerwowaniu kibiców. Helsingborg to duży klub z cenioną tradycją, więc jego spadek to był szok. Emocje były zbyt poważne, stąd takie zachowanie – opowiada Helstrup.

 

Rozmowy zimą

Po tym dwumeczu Larsson stracił pracę i długo nie mógł znaleźć kolejnej. Dopiero w tym roku zatrudniono go jako asystenta trenera w trzecioligowym Angelholm. Nie pobiera jednak za to pensji, zarabia jako ekspert telewizyjny. Kariera Helstrupa po degradacji potoczyła się lepiej. Został w Helsingborgu jeszcze pół roku, a później zgłosiła się po niego Arka.

 

Dzisiaj jest liderem formacji defensywnej zespołu z Gdyni, w tym sezonie każdy z 16 meczów rozpoczynał w pierwszym składzie. Z dobrym skutkiem, ponieważ Arka ma jedną z najszczelniejszych defensyw w ekstraklasie. Do tej pory straciła 18 goli, tyle samo co mistrz Polski Legia Warszawa i tylko jeden więcej niż lider Lechia Gdańsk.

 

– Jaki jest nasz sekret? Nie ma chyba jednego czynnika. Na pewno to nie tylko kwestia dobrej formy obrońców, ale dobrej organizacji gry całego zespołu. Staramy się jak najdłużej być w posiadaniu piłki, a wtedy wiadomo – rywal ma mniejszą szansę na strzelenie nam gola – mówi.

 

Helstrup twierdzi, że świetnie czuje się w Polsce.

 

– Nasze kraje dość mocno się różnią, zwłaszcza kulturą. Mam wrażenie, że u was trenerzy są surowsi, mają więcej zasad, których należy przestrzegać. Z tego powodu cieszą się większym szacunkiem. Oczywiście w Danii również szkoleniowcy są szanowani, ale w Polsce ta granica między piłkarzami a opiekunami jest dużo grubsza. Gdy trener dokona jakiegoś wyboru, raczej się z tym nie dyskutuje. W Danii jest trochę inaczej. Nie mówię jednak, że to źle – zaznacza.

 

Jego kontrakt z Arką wygasa z końcem tego sezonu. Co zatem stanie się latem?

 

– Jeszcze nie wiem. Myślę, że w przerwie zimowej spotkamy się z władzami klubu i zastanowimy się, co dalej. To chyba będzie najlepszy czas. W tej chwili mogę powiedzieć, że nie zamykam sobie żadnych drzwi. Jestem otwarty na wszelkie propozycje – zapewnia Helstrup.

 

Jarosław Koliński