Kliknij, aby wyświetlić pełną wersję strony

2018-11-15

– Życzę Arce wszystkiego, co najlepsze. Daj Boże, żeby w nowym sezonie wygrywała 4:0, 5:0 – mówił na pożegnalnej konferencji w Arce w maju tego roku trener Leszek Ojrzyński.

 

Mało kto wtedy przypuszczał, że w Gdyni pojawi się szkoleniowiec, który choćby w części zbliży się do osiągnięć i rekordów, które padły za kadencji Ojrzyńskiego właśnie. To, o czym wspominał, to najwyższe w historii występów w ekstraklasie zwycięstwo przed własną publicznością 5:0 z Sandecją Nowy Sącz. Dwa tygodnie później zapisał kolejny pogrom – 4:0 nad Bruk-Betem Termalicą Nieciecza.

Życzenie spełnione

Tymczasem na ławce trenerskiej pojawił się deweloper Zbigniew Smółka. Człowiek, którego brat wspólnie z małżonką szkoleniowca prowadzą firmę deweloperską we Wrocławiu. 46-latek ma w niej swoje udziały. Prawdziwą pasją była dla niego jednak piłka nożna. Dzięki oddaniu się jej w stu procentach wspiął się po drabince sukcesów, aż zawitał do ekstraklasowej Arki.

 

Po miesiącu pracy w klubie do gabloty dołożył kolejne trofeum – drugi z rzędu Superpuchar Polski (po zeszłorocznym zdobytym przez Ojrzyńskiego). Puchar Polski traktuje równie poważnie, co jego poprzednik (jest już w 1/8 finału), za cel niezwykle istotny ustanawiając sobie awans do trzeciego z kolei dla Arki finału rozgrywek.

 

Do tego już w listopadzie spełnił życzenie Leszka Ojrzyńskiego – wygrał 4:0 i to w meczu wyjazdowym. Wynik, którego w delegacji nie osiągnął z Arką w ekstraklasie jeszcze żaden szkoleniowiec. Był on rezultatem stylu, który uwidacznia się w zespole.

Sytuacja zgoła odwrotna

Kiedy spojrzymy na zeszłoroczną tabelę po pierwszej rundzie, po suchych liczbach bylibyśmy w stanie stwierdzić, że Arka jest w niemal identycznym położeniu również i obecnie. Wówczas miała bowiem 19 punktów, teraz ma o jeden więcej. To tylko złudne podobieństwo.

 

Zacząć należy przede wszystkim od miejsca rozgrywania tychże spotkań. Na 15 gier aż dziewięć ludziom Smółki przyszło grać na wyjazdach. A nikogo nie trzeba przekonywać, że nigdzie nie jest tak dobrze, jak w domu. W minionym sezonie było zupełnie odwrotnie. Dziewięć spotkań drużyna Ojrzyńskiego rozegrała w Gdyni, a mimo to atutu nie potrafiła przełożyć na lepszy dorobek.

 

– To duża dysproporcja, biorąc pod uwagę, że rozkład zdobywanych punktów w naszej lidze ma się mniej więcej w stosunku 60 do 40 na korzyść spotkań domowych – zauważa Smółka. – Gdy dodamy do tego fakt, że na tych wyjazdach nie mamy swoich kibiców, zdobycie punktów jest tym trudniejsze. Przyjdą jednak rewanże w domu i dlatego zależy mi przede wszystkim na budowaniu w Gdyni twierdzy i jakości piłkarskiej – dodaje szkoleniowiec.

Inne podejście. A jakie efekty?

Nastawienie do rewanżów także różni szkoleniowców. Ojrzyński wielokrotnie podkreślał, że Arkę czeka niezwykle trudna wiosna, mając na myśli problemy z zapleczem treningowym, jakie czyhały na klub zimą. Tymczasem Smółka w 15 najbliższych starciach widzi szansę na ugruntowanie stylu rodzącego się w drużynie. Jest przekonany, że to właśnie wtedy jego zespół zacznie punktować na dobre. Runda rewanżowa szykuje się zatem jako nadzieja, a nie obawa.

 

Takiemu podejściu nie ma się co dziwić. Wcześniej u Smółki dominowało zafrasowanie i wzrok wbity w ziemię. Teraz po klubowych korytarzach chodzi z dużo większym uśmiechem. Czym to jest spowodowane? Tym, że jego filozofia nie tylko w poczynaniach piłkarzy jest coraz bardziej widoczna, ale przynosi zamierzone efekty. Bo na Arkę w końcu da się patrzeć, a po meczu nawet uśmiechnąć, gdy ta nie zdobywa trzech punktów. Najczęściej jednak taki styl, jak choćby w Legnicy, przynosi zamierzone efekty.

 

To sprawia, że Smółka i jego piłkarze z ogromną nadzieją, a wręcz niecierpliwością patrzą w przyszłość. Widzą, że są „jacyś”, zdają sobie sprawę z rosnącej siły spowodowanej całkowicie innym podejściem do gry – pełnym pomysłów, kreatywności i odwagi.

Wicemistrzostwo z polskości

Choć Zbigniew Smółka nie stroni od obcokrajowców w składzie Arki (regularnie stawia na pięciu z nich), to o sile ofensywnej jego drużyny stanowią Polacy. To oni zdobyli dla Arki aż 17 z 21 bramek w lidze i zanotowali w sumie 10 asyst. Jeśli pod uwagę weźmiemy obcokrajowców, to liczby wyglądają następująco: cztery gole i cztery asysty. Gdyby tylko i wyłącznie na tej statystyce oprzeć tabelę, gdynianie byliby obecnie wiceliderem, tuż za Pogonią Szczecin.

 

Z piłkarskich otchłani Smółka wyciągnął Adama Deję, Michała Janotę i Macieja Jankowskiego, czyniąc z nich liderów. Do tego umiejętnie wprowadza do drużyny zaledwie 17-letniego Mateusza Młyńskiego.

 

Jeśli więc szkoleniowiec Arki nadal będzie podążał wytyczoną przez siebie drogą, a trudno mu odmówić uporu, konsekwencji i zaufania we własną filozofię, piłkarze coraz lepiej – jak czynią to dotychczas – będą wykonywać wytyczne trenera, to minimalną stratę do grupy mistrzowskiej z pewnością uda się zamienić w bezpieczny handicap nad dolną połową stawki wiosną.

 

Dawid Kowalski