Kliknij, aby wyświetlić pełną wersję strony

2018-10-22

Piłkarze Arki z czwartym zwycięstwem w tym sezonie Lotto Ekstraklasy. Gdynianie pokonali Śląsk Wrocław 2:1. Bohaterem żółto-niebieskich był 17-letni Mateusz Młyński, który popisał się akcją rodem z najlepszych europejskich lig i efektownie otworzył wynik meczu.

 

Czterdziesta minuta meczu, jest bezbramkowy remis i raczej nikt nie ma w planach opowiadać o tym pojedynku wnukom. Typowe spotkanie dwóch ekstraklasowych drużyn z tego samego rejonu tabeli. W tym momencie sprawy w swoje ręce bierze Mateusz Młyński. 17-letni chłopak do tej pory miał na swoim koncie zaledwie 45 minut z 4. kolejki obecnego sezonu i choć dał wówczas ciekawą zmianę przeciwko Górnikowi Zabrze, to prochu nie wymyślił.

 

Junior dostał piłkę na wysokości szesnastego metra, wparował w pole karne, jakby nie było w nim rywali a treningowe tyczki, minął dwóch obrońców, a jako wisienkę na torcie zaserwował przepuszczenie piłki między nogami bramkarza. Akcja palce lizać, a najlepiej podsumował ją Zbigniew Smółka, który z niedowierzania złapał się za głowę i pytał asystenta: Widziałeś to?!

 

No cóż, każdy kto był na stadionie, a tej bramki nie widział, stracił co najmniej połowę wartości widowiska.

 

ZBOZIENIA PIŁKA RĘCZNA

Wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie fakt, że cztery minuty później Śląsk wyrównał. Damian Zbozień ręką zatrzymał dośrodkowanie Dorde Cotry, a że był w polu karnym, to sędzia musiał wskazać na wapno. Jedenastkę na bramkę zamienił Marcin Robak i do przerwy był remis 1:1.

 

WESOŁE KRYCIE ŚLĄSKA

Wydawało się, że stracony gol może podziałać na Arkę negatywnie, ale gdynianie po przerwie robili wszystko, żeby udowodnić, że był to jedynie wypadek przy pracy. A że defensywa Śląska pozwalała tym razem na naprawdę dużo, to żółto-niebiescy często meldowali się w okolicach pola karnego rywali i już pierwszy z takich wypadów zakończył się bramką. Aleksandar Kolev wpadł w szesnastkę, obsłużył Macieja Jankowskiego, a ten miał tyle miejsca i czasu, że nie miał prawa zmarnować tej okazji. Swoją drogą to, jak kryli w tej sytuacji defensorzy gospodarzy, zasługuje na chwilę refleksji.


Arka grała mądrze. Do przodu nie pchała się już największą możliwą liczbą zawodników, w tyłach była z kolei uważna i ostrożna. Śląsk uderzał co prawda na bramkę Pavelsa Steinborsa dość często, ale były to raczej wyrazy bezradności i piłka często lądowała daleko od celu. Poza błędem Damiana Zbozienia z pierwszej połowy trudno wymienić jakąkolwiek inną poważną pomyłkę defensorów żółto-niebieskich. Gdynianie zagrali mądrze, zasłużenie wygrali i przynajmniej do niedzieli będą zajmowali ósme miejsce w tabeli Lotto Ekstraklasy.

 

Śląsk Wrocław – Arka Gdynia 1:2 (1:1)

 

Tymoteusz Kobiela