TA STRONA UŻYWA COOKIE.
Dowiedz się więcej o celu ich używania. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na korzystanie z cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
statystyki
chignahuapan

Aktualności

img

19.01.2018

Życie testowało go na każdym kroku.

Konflikty zbrojne za wschodnią granicą naszego kraju odbijają się na lokalnym futbolu. Piłkarze chcą zaznać normalności i szukają kierunku stabilnego do bezpiecznego i spokojnego życia. Niektórzy wybierają Polskę, jak choćby Andrij Bogdanow.

 

Dla wielu nie jest to być może spełnienie marzeń, bo całkowita wartość rynkowa zawodników wszystkich 16 klubów polskich wynosi niecałe 158 mln euro. Całkiem niedawno niektóre czołowe kluby ukraińskie były tyle warte. Niemniej jednak gracze z tamtejszych klubów z coraz większą przyjemnością jeżdżą do Polski.

 

– Ile razy spadły płace na Ukrainie w ostatnich trzech latach? – pyta dziennikarz portalu "1927.kie

 

– Sięgnęły już Rowu Mariańskiego – wymownie odpowiada Bogdanow.

 

Zwiedził w sumie sześć drużyn w ojczyźnie. Gdy dołożymy dwie poza granicami i dodamy Arkę, z którą właśnie podpisał kontrakt, można odnieść wrażenie, że jest piłkarskim obieżyświatem. Do ciągłych zmian zmuszało go jednak życie, a nie ego czy widzimisię.

Zamknięte kijowskie koło

Bogdanow jest uczniem akademii Dynama Kijów. Przechodził wszystkie szczeble, a kiedy nadszedł czas na podpisanie profesjonalnego kontraktu, po prostu odmówił. Uciekł z Dynama do Arsenału Kijów, a następnie do Oleksandrii. Dlaczego jako uczeń szkoły Dynama nie chciał podpisać z nim umowy?

 

– Konkurencja była szalona. Nie to, że się jej bałem, ale postanowiłem znaleźć jakiś nowy sposób, chciałem coś zmienić i spróbować w innym klubie – tłumaczył wówczas Bogdanow. Trafił do Arsenału, a tam jednym z trenerów był Jurij Bakałow. – Jestem wdzięczny losowi, który wtedy połączył mnie z trenerem Bakałowem. To był mój taki ojciec chrzestny piłki nożnej.

W pierwszym zespole od razu nie zagrał. Stwierdzono, że 18 lat to za mało, by rozpocząć karierę na najwyższym szczeblu na Ukrainie.

 

– Trener pierwszego zespołu miał rację. Zrzucił mnie do rezerw. Tam, w pierwszej lidze, panował bardzo twardy i fizyczny styl. Dał mi on dużo więcej doświadczenia, obycia z piłką. Zyskałem futbolową męskość. Tam stałem się silniejszy i wróciłem do pierwszej drużyny – podsumowywał wówczas pobyt w konkurencyjnym klubie z Kijowa.

 

Końcówka przygody z Arsenałem była jednak fatalna. Zespół zbliżał się do upadku. W końcu 2012 roku klub dotknęły problemy finansowe. Wielu piłkarzy otrzymało status wolnych zawodników i odeszło do innych klubów, inni zaś zgodzili się na trzykrotne obniżenie wynagrodzeń. Prezes klubu szukał nowych sponsorów. Pod koniec października 2013 klub poinformował o rezygnacji z udziału w lidze ukraińskiej oraz rozpoczął proces bankructwa. Niespełna miesiąc później został zdyskwalifikowany z listy klubów Premier-lihi, a jako że drużyna nie rozegrała połowy meczów w sezonie, wszystkie dotychczasowe wyniki z udziałem Arsenału zostały anulowane.

 

Doszło nawet do sytuacji, w której piłkarze musieli... samodzielnie zorganizować wyjazd na mecz do Tarnopola.

 

– To chora sytuacja. My pojedziemy na mecz, a następnego dnia klub ogłosi bankructwo. Co dalej? Motywacja jest u nas na zerowym poziomie. Bo kto będzie walczył, gdy na boisku tak naprawdę nie ma drużyny? – pytał retorycznie Bogdanow w rozmowie z "Galsports.com".

Powrót do domu

Zadzwonił do niego Igor Surkis, prezes Dynama, i... ponownie zaoferował kontrakt. Tym razem Andrij się zgodził. Po sześciu miesiącach otrzymał już zaproszenie do reprezentacji Ukrainy.

 

– Jestem bardzo wybredny w stosunku do siebie. Staram się dostrzegać swoje błędy. Analizuję je i próbuję naprawiać. Takie podejście pozwala ciągle się rozwijać, a nie zatrzymać w miejscu. Potwierdzeniem tego jest drugie zaproszenie do Dynama, a teraz też – reprezentacji narodowej. Niemniej jednak wciąż mam wiele do zrobienia. Nie jestem idealnym piłkarzem – mówił Bogdanow dla ukraińskiego portalu "1927.kiev.ua".

Powrót okazał się błędem, bo trener Yuri Semin, który chciał go w drużynie, szybko został zwolniony. Zatrudniono Ołeha Błochina.

 

– Skąd miałem wiedzieć, że zmienią trenera? Jeśli Semin zostałby na stanowisku, zapewne ja skutecznie mógłbym rywalizować o miejsce w zespole. Z Błochinem nie było na to szans. Wprawdzie czasami mnie wystawiał, ale na lewej obronie. To absurd. Ale musiałem grać. Byłem młody i nie mogłem się spierać. Trener nigdy ze mną o tym nie rozmawiał – żalił się pomocnik Arki portalowi "Football24.ua"

Grecki koszmar

W swojej przygodzie z piłką „zahaczył” jeszcze o Grecję. Grał w Ergotelisie, chociaż sam przyznaje, że to były męczarnie. Spędził tam zaledwie sześć miesięcy, w trakcie których... nie zobaczył na oczy żadnej pensji.

– Było mi ciężko. Codziennie o tym myślałem, jak mam żyć, jak to będzie dalej. Do tego jeszcze doszła uciążliwa pogoda. Bardzo, bardzo gorąco. Mam spore trudności z przystosowaniem się do innych warunków klimatycznych – mówił zrozpaczony portalowi "1927.kiev.ua".

 

Po powrocie z ciepłych krajów jeszcze raz zagrał na Ukrainie. W Metaliście Charków, który nota bene też ogłosił potem upadłość. Kolejny przerywnik – na rumuński FC Saxan – i drugi powrót do ojczyzny. Wołyń Łuck, a potem Olimpik Donieck. Zespół, z którego trafił do Arki, którego był bezapelacyjnym liderem.

 

– Nie mogę patrzeć na to, co działo się u zawodnika 2-3 lata temu. Liczy się ostatni czas i klub, w którym był – tłumaczył przeszłość Bogdanowa jego obecny trener Leszek Ojrzyński.

 

A zatem jeśli to jest wyznacznik, to 43 mecze, sześć goli i trzy asysty w barwach Olimpiku wyglądają przyzwoicie.

W Arce zapłacą mu więcej

– Opcja gry w Arce pojawiła się dwa dni przed Nowym Rokiem i od razu się zgodziłem – zdradził Bogdanow ("1927.kiev.ua"). – Rozmawiałem z dyrektorem sportowym Arki, który powiedział, że najbardziej mną zainteresowany jest trener Ojrzyński – dodał.

 

Co skusiło 28-latka?

 

– Chcę się pokazać w Europie. Udowodnić, że Ukraińcy mogą grać tutaj na dobrym poziomie. Nieszczególnie patrzyłem na stronę finansową oferty Arki, ale fakt – jest ona o wiele przyjemniejsza niż w Olimpiku. Zaproponowano mi godne warunki wraz z odpowiednimi bonusami – przyznał.

 

Wartość rynkowa Bogdanowa podskoczyła ostatnio po raz pierwszy od sześciu lat. Według portalu „Transfermarkt” teraz jest wart 900 tys. euro, natomiast gdy przychodził do Arki dwa tygodnie wcześniej wyceniany był na sto tysięcy mniej. Najwięcej był wart za czasów gry w Dynamie Kijów – aż na 2 mln euro. Będzie ósmym Ukraińcem na boiskach ekstraklasy w tym sezonie. Czy z pobytu w Gdyni będzie miał przyjemniejsze wspomnienia, jak choćby te z Olimpiku Donieck?

 

 

Dawid Kowalski







Poprzedni Następny

 

 

 

 

 

 

SPONSORZY MŁODEJ ARKI

 

 

     

 

 

 

 

 

 

PARTNERZY MEDIALNI

 

 

Arka Gdynia Copyright Arka Gdynia